Nie będę sama pisać o samotności, bo każda i każdy z nas ma (albo nosi w pamięci) swój moment, kiedy czuł/-a się najbardziej osamotnioną i niezrozumianą osobą na świecie. Wszyscy mogliśmy tego doświadczyć podczas pandemii albo w pierwszych miesiącach rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Najlepiej wyraziła to moja redakcyjna koleżanka Zuzanna Kowalczyk, pisząc w swoim eseju Wszyscy jesteśmy samotni :
„Samotność przeżywana jako brak (nieważne czy kogoś, czy zrozumienia) jest realnym, fizycznym cierpieniem, bywa, że obezwładniającym, generującym stres, napięcie i bunt wielu ośrodków nerwowych w ciele. Tyle że stan ten ma zadziwiająco niewiele wspólnego z obecnością – lub nieobecnością – grupy. W końcu minęło już ponad siedem dekad, odkąd amerykański socjolog David Riesman podkreślił w swojej słynnej książce Samotny tłum , że osamotnieni bywamy również funkcjonując w licznych systemach i relacjach. Liczba ludzi wokół wcale nie determinuje naszego poczucia spełnienia. Samotność jest więc czymś, co rozgrywa się przede wszystkim w nas. Ale przecież jednocześnie jest zależna od tego, co dotyka nas z zewnątrz, prawda?”.
Pamiętam swoją samotność w wielu, często najmniej oczywistych sytuacjach w życiu: w …