Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.


Przeczytaj i słuchaj bez ograniczeń. Zaloguj się lub skorzystaj z naszej oferty

Czytaj

Dlaczego kochamy mapy? Fragment książki „Droga przez łąkę. Sześć esejów o przestrzeni”

Fot. Tabea Schimpf / Unsplash
Pora wrócić do zasadniczego pytania o źródła przy­jemności, tęsknoty i pożądania, które wywołują mapy, niezależnie od ich rodzaju i sposobu odwzorowania. Na czym polega ta szczególna radość? Publikujemy fragment książki „Droga przez łąkę. Sześć esejów o przestrzeni” Zofii Król.

Na papie­rowej radzieckiej mapie okolic Broszniowa, gdzie Haupt chodził po górach, opuszka palca zastępuje mi pomarańczowego ludzika. Sunę wzdłuż linii kolejowej, potem przez zieleń gór i po stopniach krągłych bladobrązowych poziomic, natykam się na niebie­skie linie rzek, przerywane szlaki ścieżek i widoczne gdzieniegdzie kreski bagien. Przesuwam palec pomię­dzy wyznaczanymi przez równoleżniki i południki kwadratami raz wolno, raz szybciej, aż natrafiam na maleńkie czarne mrowiska zabudowań albo kształty liter, zapisane cyrylicą w terenie cząstki nazw. Hurra, przez kształty, linie i odcienie, w gęstwinach lokalno­ści na drugą stronę gór! Przyjemność porównywalna do jazdy pociągiem, wchodzenie w przestrzeń jest tu pozornie nieograniczone, odbywa się w ramach obszaru mapy bez przeszkód – ceną za tę swobodę będzie jednak redukcja do płaszczyzny, wyelimino­wanie wymiaru głębi.


Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Wykup prenumeratę lub dostęp online.


Andrzej Niewiadomski wspomina o przyjemno­ści, jaką daje sama onomastyka – czyli obecne na mapie nazwy miejscowości, lądów i wód. Czytelnik Mapy jest podejrzliwy wobec tej tezy – książka Nie­wiadomskiego została obłożona właśnie w mapę bez nazw, zapełnioną jedynie połaciami lasów, pasmami dróg i wpisanymi w kartograficzną siatkę rozmaitymi symbolami, która najdobitniej pokazuje, że przyjem­ność z jej oglądania wcale się przez to nie zmniejsza. Zadziwienie nienazwaną, uporządkowaną jedynie za pomocą symboli przestrzenią powoduje wręcz, że od połaci tej mapy trudno oderwać wzrok, i to niezależ­nie od tego, czy patrzymy na nią po raz pierwszy czy setny. Szczęśliwie wydawcy umieścili ją tu w wersji złożonej, można otworzyć książkę, nie rozpościera­jąc całej płachty, w przeciwnym razie zapewne mało kto zdołałby się oprzeć pokusie nieustannego gapie­nia się na mapę zamiast czytania książki – co zresztą pozostawałoby w zgodzie z intencjami autora, który obcowanie z mapą przedkłada nad wszelkie, choćby najsensowniejsze rozważania. Z ostatniego rozdziału, opisującego wyprawę do przedstawionego na okład­kowej mapie miasteczka S., domyślamy się, że chodzi o Solec nad Wisłą, gdzie jeden z głównych placów nosi rzadką nazwę Bolesława Śmiałego.

Od razu wpadam na pomysł, żeby tropem Niewiadomskiego wyprawić się wirtualnie ulicami miasteczka i, podobnie jak on w opowieści o wyprawie do S., znów porzucić na chwilę rozważania o mapie na rzecz wpatrywania się, uprawiania mapy, praktykowania jej. Okazuje się jed­nak, że w Solcu nad Wisłą samochód Google’a prze­ jechał tylko okrążającą miasto drogą wojewódzką 754 i nie ma szans na obejrzenie któregokolwiek z miejsc odwiedzanych przez bohatera Mapy. Pod remizą na rogu Wąskiej i Strażackiej ludzik spotyka za to sta­ruszkę w kwiecistej burej spódnicy z nieśmiertelną wielką torbą w kratę – postać, która mogłaby zostać uwieczniona przez Paola Ciria na żółtawym murze remizy w hołdzie wszystkim staruszkom z pakunkami poruszającym się po obrzeżach miasteczek w prze­ mijających sekundach świata.

Przeczytaj też: Wklejeni w widok

Źródłem radości z map może się stać nie sama onomastyka, ale szerzej – wspomniane już tutaj bogactwo kartograficznych znaków, które, jak zauważa Niewiadomski, odzwierciedla bogactwo bycia. Co to znaczy? Na mapach Google’a kolejne warstwy bogactwa kartograficznych znaków można włączać i wyłączać zależnie od preferencji: na przy­ kład na mapie Tailfingen, gdzie Werner Herzog rozwiesił wreszcie w pokoju hotelowym mokre ubrania po tamtej śnieżnej zawiei, a potem poczuł się nagle w brzydocie miasteczka bardzo samotny, można poza niebieskimi znaczkami sklepów i pomarańczowymi restauracji, białymi uliczkami i niebieską kreską rzeki Schmiechy włączyć warstwę terenu, aby pojawiły się także brakujące poziomice na okolicznych górach, czy warstwę oznaczonych gęsto zielonymi przery­wanymi liniami tras rowerowych. Używana przez Herzoga na wzniesieniach Jury Szwabskiej papierowa mapa Schella oczywiście nie miała takich udogodnień – bogactwo bycia było na niej reprezentowane przez zestaw podstawowy: oznaczenia miejscowo­ści, szczytów, dróg i odpowiednie kolory.

Źródłem radości z map może się stać nie sama onomastyka, ale szerzej – wspomniane już tutaj bogactwo kartograficznych znaków, które, jak zauważa Niewiadomski, odzwierciedla bogactwo bycia.

Czy bogactwo bycia jest tym obfitsze, im większa różnorod­ność kartograficznych znaków? A zatem czy mapa Google’a, albo mapa papierowa z dodatkowymi właś­ciwościami, lepiej odzwierciedla owo bogactwo niż podstawowa mapa Schella? Wydaje się, że nie. Nie zachodzi też odwrotna zależność: mapa z zazna­czoną jedną miejscowością i jedną drogą lub odpowiednio wybrany możliwie pusty fragment mapy google’owskiej, jaki nietrudno znaleźć na przykład na leżącej dziś w Białorusi, opiewanej przez autora Mapy Niewiadomszczyźnie, nie wywoła wrażenia większej obfitości bycia niż mapa o zwykłej liczbie oznaczeń. Ta zależność nie dotyczy jedynie banalnych mapek rozdawanych w punktach informacji turystycznej, na których zabytki i inne atrakcje regionu oznaczono ikonkami tak dużymi, że nie wiadomo, gdzie się właś­ ciwie znajdują. Taka mapa jest z gruntu fałszywa, z założenia nieprecyzyjna, od początku rezygnuje z zajmowania się podstawowym powołaniem karto­grafii – lokalizacją. Funkcja odzwierciedlania bycia wiąże się zatem nie z liczbą czy rozmaitością karto­ graficznych znaków, ale z obecnym w nich wskaza­niem: to tutaj. Mapa świętuje lokalizację, zwraca na nią uwagę, umożliwia przyglądanie się przestrzen­nym zależnościom i ich podziwianie – to właśnie ta jej odświętność łączy ją na trwałe z byciem i leży u pod­staw wyjątkowej przyjemności patrzenia na mapy.

Nieco inaczej widzi to Niewiadomski. Autor Mapy wylicza trzy kartograficzne elementy, które ze szczególną siłą kierują uwagę w stronę Dasein, czyli bycia: wyspa (ze względu na, mówiąc w skrócie, jej tajemni­ czość, co Judith Schalansky wykorzystuje w Atlasie wysp odległych), miasteczko (przeciwnie – ze względu na swojskość) i granica. Ta ostatnia pojawia się na wszystkich mapach, nie tylko jako granica państw, ale każda linia oddzielająca od siebie elementy mapy: wybrzeża, wody czy lasy. I o ile ten zestaw najważ­niejszych elementów wydaje mi się dobrany dość arbitralnie – można by dodać do niego z odpowied­nim uzasadnieniem choćby drogę czy dom – o tyle łatwo się zgodzić, że akurat granica pełni na mapie szczególną funkcję, bo stoi u samego jej początku: mapa zaczyna się od wytyczenia linii, oddzielenia od siebie elementów o różnym charakterze.

Przeczytaj też: Napisz w liście, że granica wróciła. Fragment książki „Rubież. Reportaż wędrowny”

W tym sensie czynność mapowania jest też próbą okiełz­nania przestrzeni świata, zapisem zawłaszczającego aktu, jak określił chodzenie, poruszanie się przywo­ływany w poprzednim rozdziale Michel de Certeau. W takiej interpretacji przyjemność płynąca z mapy wiąże się też właśnie z zawłaszczeniem – objęciem choćby chwilowej władzy nad przestrzenią.

Powracam tu do najistotniejszego aspektu przyjemności, jaką dają mapy – stanowią zapis świata w wersji dwuwymiarowej, przełożenie niedostęp­nego trójwymiaru na płaszczyznę. Wspominałam już o tym w kontekście wymiaru „głębi”, który mapa eli­minuje z przedstawionego na niej świata, warto jednak podkreślić doniosłość tego momentu. Oto pła­ska pluskwa, zamknięty w dwuwymiarze człowiek, który tęskni nieskończenie za pełnym trójwymiaro­wym światem, uzyskuje dostęp do jego płaskiej wer­sji, w całości danej zmysłom, do idealnego substytutu otaczającej go przestrzeni. Czy tam, w dzikiej gęstwi­nie, gdzie dolina Czeczwy przełamuje się w dolinę Łomnicy, oprócz poupychanych po kieszeniach bułek Zygmunt Haupt miał ze sobą mapę? Na pewno stu­diował ją przed wybraniem się na wycieczkę, jeszcze w leśniczówce pana Duna. Na trasie jego wędrówki, gdzieś w okolicach powiedzmy 48 stopnia i 42 minut szerokości geograficznej północnej oraz 24 stop­nia i 1 minuty długości geograficznej wschodniej, od dawna już w granicach innego państwa, nadal być może leży obrośnięty mchem śliski głaz, który – jak się Zygmuntowi zdawało – umyślnie strącał jego stopę, opowiadając się po stronie wrogiej dzikości. Zupełnie jakby „wpadł do klubu angielskiego bez zaproszenia i niewłaściwie ubrany”.

Mapa świętuje lokalizację, zwraca na nią uwagę, umożliwia przyglądanie się przestrzen­nym zależnościom i ich podziwianie – to właśnie ta jej odświętność łączy ją na trwałe z byciem i leży u pod­staw wyjątkowej przyjemności patrzenia na mapy.

Czy rzut oka na płachtę mapy uratowałby przed grozą przestrzeni,przed rozpaczą, która dopadła go na brzegach tam­ tego potoku? Ratunek, który przynoszą mapy, nie­ koniecznie sięga sfery egzystencjalnej, nie powinien być rozumiany zbyt dosłownie. Jednak tamta rozpacz młodego Zygmunta miała przecież charakter poznaw­czy, wręcz fenomenologiczny, bo dotyczyła kłopotów z postrzeganiem świata. Płaskość mapy – a podob­nie, jak zaraz się okaże, płaskość malarskiego płótna – staje się narzędziem ukojenia zmysłów, narzędziem poznania i okiełznania niedostępnej na co dzień prze­strzeni. Siła fantazji o spójności mapy z terytorium, ogrom przyjemności płynącej z mapy zgodnej z trasą wędrówki, święto lokalizacji – wszystko to prowadzi do chwilowego uśmierzenia tęsknoty za przestrze­nią. Tylnymi drzwiami mapy uzyskujemy dostęp do angielskiego klubu. Wszystko nagle się zgadza: wędrujące ja, skos pagórka, ścieżka wzdłuż potoku, śliski głaz. Płaska pluskwa jest u siebie, tutaj.

Fragment pochodzi z książki Droga przez łąkę. Sześć esejów o przestrzeni Zofii Król, która ukazała się nakładem wydawnictwa Karakter. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

-

-

-

  • -
ZAPISZ
USTAW PRĘDKOŚĆ ODTWARZANIA
0,75X
1,00X
1,25X
1,50X
00:00
50:00