Zastanów się: kim jesteś? W co wierzysz na swój temat? Na co zwracasz uwagę, kiedy patrzysz na siebie i swoje życie? Ja na przykład nie mam prawa jazdy. I co jakiś czas podchodzę do egzaminu, ale oczywiście za każdym razem go porzucam albo zniechęcam się po niezdanej próbie. Bo głęboko wierzę w to jedno zdanie, które wryło mi się w głowę: „Zginę na pierwszym drzewie przez moją nieuważność”.
Ostatnio złapałam się na czymś zabawnym (i trochę smutnym jednocześnie). Przejechałam moim ukochanym rowerem tysiące kilometrów, zwiedziłam kawał Polski i nigdy, naprawdę nigdy, niczego sobie nie zrobiłam. Ale mimo to za każdym razem, kiedy wsiadam do auta, głowa podpowiada mi ten sam stary scenariusz. Wypatruję swoich błędów, rejestruję każde potknięcie na drodze, każdą drobną nieuważność – wciąż z uporem potwierdzając w sobie przekonanie, że „jeździć to ja nie potrafię”. Codziennie powtarzam klientom, żeby mieli odwagę spojrzeć na siebie inaczej, przyjrzeć się faktom, dostrzec różnice, zaakceptować, że wyjątki są równie ważne, jednocześnie sama raz po raz łapię się na tym, jak bardzo jest to trudne.
Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Wykup prenumeratę lub dostęp online.
Tak działają skrypty narracyjne. Są automatyczne, silne i tworzą swoiste scenariusze reagowania, na przykład: „Kiedy ktoś mnie krytykuje, zwykle czuję wstyd i wycofuję się” albo „Kiedy czuję się ignorowana, natychmiast próbuję udowodnić swoją wartość”.
Działają z taką precyzją i powtarzalnością, że często nawet tego nie zauważamy. Nasz mózg – ten, który kocha wygodę i unika wysiłku – aktywnie je wspiera, bo skrypt to gotowiec: nie trzeba się zastanawiać, wystarczy zareagować „jak zawsze”.
Z tego powodu wiele skryptów działa jak nawyk – nawet jeśli są przestarzałe, nieaktualne czy wręcz szkodliwe, wciąż kierują naszym zachowaniem. Przez to:
Tkwimy w tych samych błędach, np. znów wiążemy się z osobą, która nas nie szanuje, bo podświadomie powtarzamy znany schemat: „miłość to walka o uwagę”.
Reagujemy „na zapas”, np. nadmiernym lękiem – jak wtedy, gdy ktoś się spóźnia, a my od razu wyobrażamy sobie porzucenie, chorobę albo zdradę.
Nie potrafimy cieszyć się relacjami – bo spodziewamy się zranienia, więc trzymamy dystans, nawet w bliskości.
Sami sabotujemy własne cele, np. odkładamy działania, które są dla nas ważne, bo głęboko w nas działa skrypt: „i tak nie dam rady” albo „sukces wzbudzi zazdrość, a to niebezpieczne”.
Skrypty nie są złe same w sobie – kiedyś nas chroniły. Problem pojawia się wtedy, gdy przestają być odpowiedzią na teraźniejszość, a stają się powtarzalnym więzieniem.
Skrypty nie są złe same w sobie – kiedyś nas chroniły. Problem pojawia się wtedy, gdy przestają być odpowiedzią na teraźniejszość, a stają się powtarzalnym więzieniem.
Nie wystarczy wiedzieć, że mamy jakieś „skrypty”. Trzeba je łapać na gorącym uczynku, kiedy znowu próbują nas popchnąć tą samą starą drogą. Kiedy w głowie słyszysz: „To się źle skończy”, „Na pewno znowu zawalisz”, „Nie nadajesz się”, warto się zatrzymać i zapytać: „Czy to na pewno prawda? A może to tylko ścieżka, którą chodzę tak długo, że wydaje mi się jedyną?”. Skrypty – niekiedy bardzo stare – są obecne w naszym tu i teraz i często nie zmieniają się w czasie, lecz pełnią funkcję filtrującą dla nowych doświadczeń. Oczywiście bywa to pomocne lub nie – w zależności od tego, jakie skrypty mamy.
Z tego powodu część tego to, co nazywamy wiedzą na swój temat, to zwykłe przywiązanie do znanej wersji opowieści o sobie. A każdą opowieść da się przepisać. Nie po to, żeby coś udawać. Ale po to, żeby zobaczyć siebie pełniej. Zauważ: skrypty narracyjne najpierw nas ograniczają, ale gdy zaczynamy je dostrzegać, stają się przestrzenią zmiany. I choć najpierw idzie się po omacku, z czasem można tą nową ścieżką dojść dalej, niż się wydawało.
Czy to znaczy, że każdy z nas może wszystko?
Szczerze? Nie wiem, czy to narzędzie jest tak potężne, ale wiem, że jest dużo mocniejsze, niż nam się wydaje. Trudno zmierzyć ludzki potencjał, wciąż nie mamy badań, które jednoznacznie pokazywałyby, jak nasze narracje – te snute od dzieciństwa – wpływają na talenty, marzenia i cele w dłuższej perspektywie. I tu pojawia się ograniczenie badań – możemy zmierzyć, co ludzie o sobie mówią, ale trudniej uchwycić, ile razy od nowa układali swoją opowieść, jak bardzo jej treść zależała od kontekstu, doświadczeń, a nawet nastroju danego dnia. Narracje są żywe i dlatego żadna ankieta czy wywiad nie odda w pełni tego, jak głęboko potrafią wpływać na nasze życie. Co nie znaczy, że nie wpływają. Jestem przekonana, że każdy z nas jest kimś więcej, niż myśli, słowa mają moc, a historia, którą opowiadasz sobie dziś, kształtuje Twoje jutro.
Nie chodzi jednak o magiczne myślenie. To nie jest tak, że jeśli przypomnisz sobie jeden moment, w którym pięknie zaśpiewa-łeś/aś, od razu zamienisz się w wybitnego/ą wokalistę/kę. Ale może jeśli przypomnisz sobie ten moment wystarczająco wiele razy, odważysz się zacząć śpiewać pod prysznicem. A potem może dojdziesz do miejsca, w którym przestaniesz się wstydzić swojego głosu. I choć to tylko śpiewanie w łazience, będzie ono miało znaczenie. Bo każde nowe doświadczenie, które łamie starą opowieść o sobie, jest jak mikroskopijna zmiana kursu – na początku ledwo zauważalna, ale z czasem prowadząca w zupełnie innym kierunku.
Wracam jednak do pytania o to, ile naprawdę możemy w sobie zmienić, jeśli zaczniemy podchodzić do własnych narracji ostrożniej, mądrzej, z większą precyzją. Myślę, że mamy o wiele większy repertuar, niż go na co dzień wykorzystujemy. Potwierdzają to spektakularne przemiany ludzi w gabinecie, które regularnie obserwuję. Ale nie tylko. Widać to też w historiach ludzi, którzy w nowej pracy nagle odkrywają w sobie kompetencje, o które siebie nie podejrzewali. Albo tych, którzy zmieniwszy miasto, środowisko, związek, stają się zupełnie inni. Pełniejsi. Bardziej odważni. Są bardziej sobą.
Nie raz i nie dwa widziałam, jak ktoś dzięki kochającej obecności drugiej osoby odkrywał w sobie potężny potencjał. I myślę, że właśnie o to chodzi w miłości: żeby dawać sobie nawzajem szansę na nowe spojrzenie. Być kimś, kto patrzy na drugą osobę tak, że ona sama zaczyna siebie inaczej widzieć.
To zresztą zdanie, które bardzo często wraca w gabinecie, zwłaszcza gdy pracuję z parami, które doświadczyły zdrady. Słyszę: „Ona zobaczyła we mnie siłę, której sam nie widziałem”. Albo: „Przy nim znowu poczułam się kobieco, przypomniałam sobie, że potrafię być szalona”. I choć zdrada boli – czasem do końca życia – te zdania mówią coś ważnego: że wszyscy chcemy być zobaczeni na nowo. Bo każdy z nas nosi w sobie więcej historii, więcej możliwości, niż na co dzień jest w stanie sam dostrzec. Czasem potrzeba nowej relacji, nowej sytuacji, nowej opowieści, żeby wreszcie zacząć po to sięgać.
Przeczytaj też: O dobrostanie w pojedynkę
Carol Dweck, jedna z badaczek psychologii motywacji, którą bardzo lubię, stworzyła koncepcję mindsetu, czyli nastawienia. Pokazała, że ludzie różnie myślą o swoim potencjale. Jedni uważają, że jest on czymś stałym – na przykład wtedy, gdy powtarzamy sobie: „nie mam talentu do języków” albo „jestem beznadziejna z matematyki, nic już tego nie zmieni”. Inni natomiast wierzą, że potencjał można rozwijać – na przykład gdy wychodzimy z założenia, że „języka można się nauczyć w każdym wieku” albo „nie jestem dobra z matematyki JESZCZE, ale mogę to zmienić, jeśli poćwiczę”. To niby drobna różnica, ale jak pokazały badania, od tych przekonań zależy bardzo dużo: to, jak podchodzimy do wyzwań, porażek i rozwoju.
Jeśli wierzymy, że nasze zdolności są z góry „ustalone”, szybciej się poddajemy, bo każda porażka jest dla nas dowodem: „widzisz, nie nadajesz się”. Ale jeśli wierzymy, że możemy swoje zdolności rozwijać, podchodzimy do życia odważniej, z większą ciekawością, traktując potknięcia nie jako dowód na to, że jesteśmy do niczego, tylko jako kolejną lekcję na naszej drodze. I choć brzmi to jak prosty trik myślowy, w praktyce potrafi zmieniać całe nasze podejście do siebie i świata.
Moja klientka powiedziała kiedyś tak: „Zawsze myślałam, że jestem nieśmiała. I dopiero gdy wyjechałam na studia, znajomi zaczęli mówić, że jestem duszą towarzystwa. Na początku byłam w szoku, ale potem zaczęłam w to wierzyć”. To jest właśnie mikrozmiana narracji, która z czasem potrafi wywołać efekt domina.
Przeczytaj też: Powrót do ciała. Fragment książki „O zmierzchu 3. Ciało i trauma”
Pewnie znasz ten obrazek: mały samolot, który zmienia kurs zaledwie o jeden stopień. Na krótkim dystansie prawie niedostrzegalna zmiana. Ale im dłużej leci, tym bardziej oddala się od pierwotnego kierunku. I tak samo jest z nami: nawet najmniejsze przesunięcia w naszej opowieści – o tym, kim jesteśmy, na co nas stać – mogą nas w dłuższej perspektywie zaprowadzić w zupełnie nowe miejsce.
Bywa, że żeby zmienić kierunek, ruszyć z miejsca, zobaczyć siebie inaczej, potrzebujemy mostu. Symbolicznego przejścia, drobnego przełącznika, który pomoże nam znów dotrzeć do siebie. Bo zmienianie siebie rzadko zaczyna się od rewolucji – częściej od gestu, przedmiotu, znaku. Od czegoś pozornie niewielkiego, co staje się łącznikiem między tym, kim jesteśmy, a tym, kim możemy się stać.
Zmienianie siebie rzadko zaczyna się od rewolucji – częściej od gestu, przedmiotu, znaku. Od czegoś pozornie niewielkiego, co staje się łącznikiem między tym, kim jesteśmy, a tym, kim możemy się stać.
Przez wiele lat brałam udział w wydarzeniach związanych z odtwórstwem historycznym. Uwielbiam przebieranki – w najbardziej szerokim i symbolicznym tego słowa znaczeniu. Raz jestem Słowianką z X wieku, innym razem kapitanką statku, hobbitką albo Marilyn Monroe. I wiem jedno: każdy, kto choć raz wskoczył w kostium, dosłownie lub metaforycznie, wie, jak bardzo zmienia to sposób, w jaki czujemy siebie. Nagle jesteśmy odważniejsi. Albo delikatniejsi. Bardziej zdystansowani, wylewni, pewni siebie. Cza-sem wystarczy bal kostiumowy, czasem przyjęcie cudzej biografii, innym razem nowa sukienka, czerwona szminka, sportowe auto czy wyprostowana sylwetka.
To trochę jak w rytuałach przejścia, gdy zmiana statusu, roli czy etapu życia wiąże się z przywdzianiem nowego stroju, symbolicznego kostiumu, który pomaga „przełączyć się” wewnętrznie. Historycznie to były na przykład postrzyżyny, czepiec, królewski płaszcz, złoty pierścień, czarna suknia… Choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, w dzisiejszych czasach takie małe rekwizyty codzienności jak kolorowa sukienka, buty na obcasie albo wręcz przeciwnie, dresy i rozciągnięty sweter, mogą stać się naszym cichym sojusznikiem w zmienianiu narracji o sobie.
Psychologia zna to zjawisko doskonale. W badaniach mówi się o tzw. enclothed cognition – czyli „poznaniu ubranym”. Badacze Hajo Adam i Adam Galinsky z Northwestern University pokazali, że ubrania wpływają na nasze procesy poznawcze, postrzeganie świata i nas samych. Gdy uczestnicy badania wkładali fartuchy, które – jak im powiedziano – należały do lekarzy, wzrastała ich koncentracja, dokładność i poczucie odpowiedzialności. Ale gdy te same fartuchy nazwano „strojem malarskim”, efekt znikał. To pokazuje, że nie chodzi tylko o ubranie, ale o to, że czasem potrzebujemy mostu do różnych części nas samych. Takiego zewnętrznego „przełącznika”, by sięgnąć po cechy, które być może cały czas w nas są, tylko na co dzień o nich nie pamiętamy.
Kiedy doświadczamy trudnych rzeczy, tracimy wiele mostów do samych siebie. Tracimy dostęp do wrażliwości, nadziei, odwagi. Czasem zapominamy, że potrafimy kochać, współczuć, wierzyć w swoje możliwości. Może właśnie dlatego czasem potrzeba sukienki, która „nosi nas” inaczej. Może dlatego tak wielu ludzi zaczyna nowe życie od zmiany fryzury, kupna pierwszego garnituru albo odważnej decyzji o tatuażu. Zmiana zewnętrzna to nie tylko zabieg estetyczny – to często symboliczny gest, który mówi: „patrz, oto ja w nowej wersji”. Takie doświadczenia potrafią być punktem zwrotnym.
Bywa, że potrzebujemy silniejszego mostu – jak terapia czy wsparcie farmakologiczne, grupa wsparcia czy po prostu bezpieczne „miejsce do bycia”. Coś, co nas „podtrzyma” w czasie, gdy nie mamy już siły budować mostów samodzielnie. Czasem chodzi o nowy język, który przypomina nam, że mamy w sobie coś, o czym od dawna nie pamiętamy. Tak właśnie zadziałała „czułość” – słowo, które dzięki Oldze Tokarczuk powróciło do wspólnego języka z nową siłą. Jej przemówienie noblowskie przypomniało wielu ludziom, że czułość nie jest słabością, ale postawą odwagi i uważności. To słowo zbudowało most między nami a częścią nas samych, która być może przez lata była uśpiona, przemilczana. (…)
Jestem pewna, że zawsze możemy zmienić to, jak na siebie patrzymy. Nasz mózg – nawet w dorosłości – jest plastyczny. Zjawisko neuroplastyczności udowadnia, że układ nerwowy zmienia się pod wpływem doświadczeń. Nowe ścieżki neuronalne tworzą się wtedy, kiedy robimy coś inaczej niż zwykle, uczymy się czegoś nowego albo patrzymy na siebie świeżym okiem, używamy innych słów i perspektyw do opisywania siebie i swojego życia. Nie znaczy to, że z dnia na dzień możemy stać się kimś zupełnie innym, ale każda, nawet drobna zmiana naprawdę zostawia ślad.
Jestem pewna, że zawsze możemy zmienić to, jak na siebie patrzymy. Nasz mózg – nawet w dorosłości – jest plastyczny. Zjawisko neuroplastyczności udowadnia, że układ nerwowy zmienia się pod wpływem doświadczeń.
Jest takie piękne powiedzenie w terapii narracyjnej: „opowieści są jak ścieżki w trawie – im częściej nimi chodzisz, tym bardziej stają się wydeptane”. I odwrotnie: jeśli zaczniesz chodzić inną drogą, ta stara z czasem zacznie zarastać. Pomyśl, jak wiele dróg masz jeszcze do wydeptania?
Zmieniamy się więc nie przez wielkie rewolucje, ale przez codzienną praktykę nowej opowieści. I to jest dobra wiadomość – że nie musisz od razu wierzyć w nowe historie o sobie w stu procentach. Na początku wystarczy, że zaczniesz je dopuszczać. Że pozwolisz sobie je wypowiedzieć, choćby niepewnie, choćby na próbę. Z czasem, jeśli będziesz do nich wracać, staną się bardziej znajome. Może nie od razu prawdziwe – ale możliwe. A to często wystarczy, żeby coś zaczęło się zmieniać.

Fragment pochodzi z książki To samo, ale inaczej. Opowiedz siebie na nowo Joanny Flis, która ukaże się 12 listopada 2025 roku nakładem Wydawnictwa Agora. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa.