Wersja audio
1. przed. W magazynie pokładowym zamieszczono kolorową fotografię. Na zdjęciu dyrektor generalny Aerofłotu melduje prezydentowi Putinowi, że rosyjskie linie wróciły na listę dwudziestu największych przewoźników świata. Z tekstu można się dowiedzieć, że prezydent docenił sukces. Pochwalił też inicjatywę wprowadzenia specjalnej oferty dla kibiców podróżujących na mundial. Mimo to dyrektor kuli się na brzegu krzesła. Czarną aktówkę postawił na podłodze (może imperator zapragnie coś sprawdzić w rachunkach). Mowa ciała jest złotem.
Bo tak w ogóle sprawy idą dobrze . Już niedługo prezydent wygra kolejne wybory. Hasłem epoki jest kontynuacja, stabilność, duma i mistrzostwa świata w piłce nożnej. Podczas odsłonięcia pomnika Aleksandra III
Władimir Putin własnymi słowami streścił carskie poglądy: „Silne, suwerenne, samodzielne państwo powinno się opierać na tradycji. Nie można iść do przodu bez poszanowania swojej historii, kultury, swoich duchowych wartości”. I tylko diabli nadali rocznicę rewolucji, ale i na to znajdzie się sposób.
W Trockim – telewizyjnym hicie zeszłego roku – Lenin, łysy safanduła, znika sprzed kamery. W centrum wydarzeń grasuje demoniczny Bronsztejn, Bronsztejn, powtórzmy dla jasności: Bronsztejn. Rewolucja okazuje się spiskiem Żydów i Niemców. Koperty z kasą przechodzą z rąk do rąk, główny bohater pędzi przez Rosję w czarnym pociągu.
Chciałem trafić do Moskwy zbudowanej ze stereotypów. Z kiczowatych widoków. Do stolicy przebrzmiałych wzruszeń, ojczyzny sentymentalnych pieśni.
Ma na sobie czarny płaszcz podbity szkarłatem i morduje prawosławny lud. Już w pierwszym odcinku żywiołowym scenom seksu towarzyszy recytacja Gumilowa i stukot kół. Potem pojawia się Freud, Stalin, Frida Kahlo, jeszcze więcej żywiołowego seksu. Papa Bronsztejn powraca jako zjawa i robi wyrzuty synowi. A jednak coś tutaj nie pasuje. Główny bohater jest zbyt charyzmatyczny. To jakby przestrzegać przed narkotykami, przedstawiając biografię Jima Morrisona.
Setna rocznica rewolucji minęła bez wielkich obchodów. Natomiast sztuka rewolucyjna znalazła się w centrum zainteresowania.
W lutym 2018 roku pojechałem do Moskwy, żeby obejrzeć wystawy rosyjskiej awangardy. Na przełomie roku można było jeszcze zobaczyć Malewicza, Lissitzky’ego, Czernichowa, dużą wystawę poświęconą awangardowej architekturze, dokumenty z archiwum Chardżijewa, porcelanę agitacyjną i mnóstwo mniejszych ekspozycji.
Czy po stu latach sztuka awangardowa naprawdę nie przedstawiała już żadnego zagrożenia?
2. fragment liryczny. Tu miał być fragment liryczny. Zaczynałby się tak:
Zawsze chciałem pojechać do Moskwy. Marzyłem o Moskwie. Bardziej niż o Jerozolimie, bardziej niż o Ameryce.
Potem jeszcze:
Nie do prawdziwej Moskwy, nowoczesnej metropolii zajętej swoimi sprawami (cudzymi zresztą też). Chciałem trafić do Moskwy zbudowanej ze stereotypów. Z kiczowatych widoków. Do stolicy przebrzmiałych wzruszeń, ojczyzny sentymentalnych pieśni.
Rosja była poligonem awangardy. Nigdzie na świecie artyści awangardyści nie dostali takich możliwości. Sprzedali się diabłu.
Nie zastanawiałem się, jak wyglądają Patriarsze Prudy czy Mała Bronna. Wystarczały mi nazwy, tytuły, błękitne zdjęcie na obwolucie. Niewykluczone, że fotografia rzeczywiście przedstawiała „Dom nad rzeką Moskwą”, a może – grafikom nie należy ufać – jakiś inny budynek, inną kamienicę z innego miasta.
Zamierzałem się przyznać do dziwnych zachowań: