Wersja audio
Pojawiła się u niej kilka tygodni temu. Mieszkała wtedy sama, wyjeżdżała często, więc natychmiast pomyślała, że nie da rady się nią zaopiekować. Jej kawalerka była maleńka, ale pusta, z oknami na jedną tylko stronę, południowy zachód.
Komu w ogóle przyszło do głowy, żeby dać jej taki prezent? „Zamiast bukietu”. Wolałaby bukiet. Potem można go wyrzucić.
Nie lubiła posiadać zbyt wielu przedmiotów. Durnostojki. Prawie niczego nie kupowała. Ceniła sobie wolną przestrzeń. Dużo światła, które nie rozpraszało się na zbędnych rzeczach. Miała poczucie, że łatwiej jej wtedy złapać oddech.
Ustawiła roślinę w oknie, na talerzyku do deserów. Spróbowała nalać wody do doniczki, ale zorientowała się, że w plastikowej osłonce prawie nie ma ziemi. Zirytowana, wlała wodę na spodek. Woda natychmiast zniknęła. Postanowiła dolać jej jeszcze trochę.
Pewnie powinna toto przesadzić. Na parapecie będzie za gorąco, ale roślina wyglądała na jednorazówkę kupioną w pełni rozkwitu: po kilku dniach i tak zwiędnie, osypie się i trafi na śmietnik. Między liście powtykano jakieś plastikowe serduszka na długich szpikulcach z napisami po angielsku, a doniczkę owinięto w okropny różowy celofan. To wzbudziło w niej jeszcze większy niesmak. Wyrzucone pieniądze. Śmieci.
Zamyślona, nie zauważyła, kiedy spodek się napełnił, a potem woda się przelała. Ciekła teraz po drewnianym parapecie, za szafkę, tam gdzie biegły kable. Pośpiesznie zaczęła wszystko wycierać, ale wody było coraz więcej. Jakby roślina złośliwie wyrzygała to, co najpierw zbyt łapczywie wypiła.
Przypomniała sobie o niej dopiero kilka dni później. Różowe kwiaty zeschły, zbrązowiały i zaczęły opadać. …