Wersja audio

Mam trzynaście lat i leżę półnagi na przyczepie pełnej zebranej właśnie pszenicy. Ziarna układają się pode mną w mój kształt. Szeroko rozkładam ramiona. Ciągnik prowadzi wuj, który stanie się jedną z ważniejszych osób w moim życiu i nigdy się o tym nie dowie. Jest dowcipny, muskularny, nieprzewidywalny, ulega nałogom. Nocami żarłocznie pochłania książki i od pierwszego numeru prenumeruje „Nową Fantastykę”. Teraz pali papierosa i marszczy twarz w ostrym słońcu, przemierzając trasę, którą pokonywał już w życiu kilka tysięcy razy.
Leżę na plecach i patrzę w niebo przesuwające się nade mną z prędkością, o której decyduje wuj. Po powrocie z pola zjemy kolację, a potem on będzie rozwiązywał krzyżówki, jednym okiem oglądając w telewizji igrzyska olimpijskie w Atlancie, a ja będę krążył wokół niego jak satelita, ze swoimi pytaniami, z cichym podziwem. W tym czasie często zastanawiam się nad tym, ile najlepiej mieć lat. Na rozkołysanej przyczepie, z rękoma zanurzonymi w twardej, przelewającej się pode mną pszenicy, myślę, że trzynaście lat to zdecydowanie najlepszy wiek, że muszę to zapamiętać. Rok później dojdę do wniosku, że się myliłem, …
Zapewnij sobie dostęp do ulubionych tekstów, nagrań audio, a także miesięcznika w wersji na czytniki.