Wersja audio
Znaleźli ją pod budynkiem poczty, więc została Dziewczynką Spod Poczty, przylgnęło, zanim ktokolwiek spróbował nazwać ją bardziej osobiście; zresztą lepiej trzymać ją w stanie tranzytu, nie nadawać nowego imienia, lepiej byłoby poznać jej prawdziwe imię. I nazwisko. Miasto jak miasto, rozsuwa się w nieoczekiwanych miejscach, harmonijkowo się rozciąga, opróżnia czasem kieszenie, i ona pod tą pocztą znalazła się jak wytrzepana z zakamarka, trochę brudna, trochę nie wiadomo co.
Nie zaczepia nikogo. Z włosów ptasia: jasny puch, ale chodzi raczej jak futerkowe, bezpańskie, niby węszy, ale ostrożnie. Chodzi tak kilka godzin, niekomfortowo wzbudza niepokój. Zgubione dziecko-dziewczynka, samo na ulicy, wzrok zmącony, robi ustami tak o, policzki zasysa do środka. Czasem jakby próbuje do kogoś podejść, za każdym razem falstart, rezygnuje wpół kroku. Nie odzywa się. Może nie mówi. Dzikie dziecko.
Zbyt lekko ubrana na tę pogodę, obejmuje się rękami. Nie jest jej od tego wcale cieplej, tylko się garbi, składa do środka, twarde kanty twardych kości oznaczają traumy. Szczęśliwa dziewczynka byłaby okrąglejsza. Byleby nie za okrągła. W końcu ktoś ją zatrzymuje, wykonuje te wszystkie gesty troski, dziewczynka pod pocztą kręci głową. Nie rozumie. Idzie na deszcz, niskie chmury są spuchnięte jak obolałe stopy, powieki.
Sierżant patrzy w duże oczy, dziecko, posłuchaj. Dziewczynka gryzie patyk po lizaku, wyjmuje, ogląda rozmamłany koniec, gryzie. Błyska metal, na zębach ma …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Prozę w „Piśmie" w 2024 roku wspiera Miasto Gdynia, sponsor Nagrody Literackiej GDYNIA.