Zanim porozmawiamy o książkach dla dzieci, chciałabym przedstawić czytelnikowi pewnego psa. Pies nazywał się King i był cocker spanielem. Nie był jednym z tych pięknych spanieli, których ruda sierść faluje przy każdym skoku, ale bardzo starym spanielem o zapachu mokrego dywanu, pokrytym dredami brudu, spod których wyglądały łyse rakowe wrzody. King był niechcianym, lecz wiernym towarzyszem mojego dzieciństwa: do szkoły chodziłam na drugą zmianę, więc pracujący rodzice oddawali mnie na poranki do sąsiadki, właścicielki Kinga. Jako znerwicowane dziecko z przełykiem w stanie permanentnego skurczu i skłonnością do obrzydzenia przeżywałam katusze, próbując wmusić w siebie kanapkę z mortadelą w wyczekującym towarzystwie tego biednego, gnijącego za życia zwierzęcia. Wspominałam już o znerwicowaniu? W życiu nie przyznałabym się sąsiadce, że cokolwiek jest nie tak. Siedziałam na baczność na swoim foteliku, bojąc się pójść do toalety, bo wtedy zwykle King zrywał się i skakał na mnie, skomląc i popuszczając kał.
W tę opowieść o dziewczynce i psie wchodzą Opowieści z Narnii , a konkretnie tom zatytułowany Srebrne krzesło. Historia Julii i Eustachego , którzy uciekając przed szkolnym gangiem, trafiają do świata równoległego, gdzie muszą uratować narnijskiego księcia. Znalazłam tę książkę na półce u rzeczonej sąsiadki i od razu stała się dla mnie furtką. Tak, zaczynam od jednej z tych banalnych klisz, od historii, w której zamkniętemu w codzienności człowiekowi literatura otwiera nowy świat. A więc życie może być cudowne i pełne przygód. Jest jakieś więcej i jakieś mocniej, jest zachwyt i są różne ważne rzeczy, które można, a wręcz należy zrobić, nawet jeśli się jest dopiero dzieckiem. Czuwanie przy owrzodzonym psie, by potem, szurając nogami, ruszyć do nieprzyjaznej jeleniogórskiej szkoły tysiąclatki, położonej za rzeczką o wdzięcznej nazwie Pijawnik, najwyraźniej nie wyczerpuje świata. Zrozumiałam to nagle, ja, strażniczka Kinga, umęczonego króla rzeczywistości poniemieckiej kamienicy lat 80. – i dzięki temu zdobyłam namiastkę władzy.
Bo King był królem, spod jurysdykcji którego musiałam uciec. I wiedziałam, że cokolwiek lub ktokolwiek byłby Kingiem w świecie moich dzieci, muszę, jako ich prywatny demiurg półki z książkami, zapewnić im podobną drogę ucieczki. Ponieważ ten świat nie jest najlepszym ze światów, moim obowiązkiem będzie otworzyć im szafę do innych. Z dala od sojuszników Kinga: dorosłych.
Obowiązek jest obowiązkiem. Dlatego gdy mój syn, stwór jeszcze protolingwistyczny, leżał w swoim niebieskim wózeczku, ciamkając smoczek, ja już biegałam po bostońskich księgarniach, szukając mu drogi, którą będzie mógł mi umknąć. Szybko się jednak okazało, że – choć dostępna oferta wydawnicza sprawiłaby, …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Tekst ukazał się w wydaniu specjalnym „Wokół książek” miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (Jesień 2020) pod tytułem Pochwała Narnii.