Przez lata pracy w magazynie „National Geographic” załamywałam ręce nad tekstami, które zaczynały się od słów „Już w samolocie…” i opisywały kolejne etapy lotu, przepraw przez lotnisko i pierwszych wrażeń na nowo odkrywanej ziemi. Z zimną krwią kreśliłam pierwsze zdania, całe akapity, nigdy nie odczuwając najmniejszych wyrzutów sumienia. Takie wstępy zawsze wydawały mi się oklepane i oczywiste.
Dziś, gdy mam napisać o swojej dwumiesięcznej podróży po Nowej Zelandii, tak akurat chciałabym zacząć. Gdyby nie lata tępienia tego stylu, pierwsze zdania byłyby właśnie o podróży samolotowej z Dubaju do Auckland, która trwała piętnaście godzin i czterdzieści pięć minut, bez przesiadek ani przystanków. O locie, w trakcie którego podawanych jest pięć posiłków, można obejrzeć osiem pełnometrażowych filmów z rzędu, ostatnie godziny są naznaczone ciągłym zerkaniem na zegarek, stopy natomiast tak opuchnięte, że nie mieszczą się w butach. Napisałabym o lądowaniu nad oceanem i o poczuciu, że jest się na końcu świata, a zarazem w miejscu, w którym wszystko jest znane i działa jak w zegarku, gęsto rozsiane tablice informacyjne zaś nie pozostawiają wątpliwości, co powinniśmy robić w danej chwili i dlaczego właśnie tak. Opowiedziałabym też o jedenastogodzinnej zmianie czasu, która sprawia, że głowa zupełnie wariuje, a zaburzenia snu zyskują nową definicję, bo przecież ósma rano nagle staje się ósmą wieczorem.
O pierwszej wizycie w toalecie i wpatrywaniu się tępym wzrokiem w umywalkę, by sprawdzić, czy woda faktycznie wiruje tu w odwrotną stronę niż na półkuli północnej. A następnie o wielkim rozczarowaniu i przekonaniu się, że niewiele wspólnego z rzeczywistością ma to, o czym uczyłam się w szkole o sile Coriolisa, która w wyniku nieustannego ruchu obrotowego Ziemi powoduje odchylenie od linii prostej toru ruchu ciała. W prostych słowach: odpowiedzialna jest za to, że gdybyśmy zrzucili coś z wieży Eiffla i nie brali pod uwagę innych sił, spadnie to około sześciu i pół centymetra na wschód. To siła Coriolisa sprawia między innymi, że cyklony na półkuli południowej skręcają zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a na północnej – odwrotnie. Że wiatry w Polsce mają tendencję do skręcania w prawo, podczas gdy w Nowej Zelandii – w lewo. Jednak efekt ten jest widoczny tylko w przypadku …