Wersja audio
Dziś trafiła mi się symulantka – zaczyna Leszek. – Kiedy zobaczyła kontrolę biletów, pobiegła do przodu tramwaju, padła jak długa i woła, żeby wzywać pogotowie. Od razu wiedziałem, co się święci. Powiedziałem, że dobrze, dzwonię, ale chcę też zobaczyć bilet. Nie miała. Spisałem ją więc, wręczyłem wezwanie do zapłaty [potocznie nazywane mandatem – przyp. B.S.] i powiedziałem, żeby poczekała na pogotowie. „Teraz to pana pojebało” – rzuciła. I sobie poszła.
To jedna z przykładowych reakcji na kontrolę biletów w komunikacji miejskiej. W porozumieniu z Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacyjnym we Wrocławiu (MPK) raz w tygodniu we wrześniu i październiku 2023 roku przyglądam się pracy kontrolerów. Próbuję odpowiedzieć na pytanie, jaki jest stosunek Polaków do prawa.
Gatunki gapowiczów
Wystarczy kilka dni w terenie i rozmów z kontrolerami, żeby zauważyć, że pasażerowie bez biletów – nazywani potocznie gapowiczami – mają bujną wyobraźnię.
Symulanci – mdleją, wpadają w histerię, uderzają głową o siedzenie, tracą oddech – to jeden rodzaj pasażerów.
Tłumacze. Tych jest znacznie więcej. Wymówka, że nie było gdzie kupić biletu, już dawno odeszła do lamusa. We Wrocławiu od 2018 roku w każdym pojeździe komunikacji miejskiej jest kilka biletomatów na kartę płatniczą. Do tego aplikacje w telefonie i automaty na niektórych przystankach (również na gotówkę). Już nie trzeba szukać kiosków, co było uciążliwe i czasochłonne. Dlatego gapowicze wymyślają inne wymówki. Zapomniałem, bo się zamyśliłem, bo nie wziąłem portfela, bo płacę podatki. Dopiero wsiadłem, nie mam karty płatniczej, jest kolejka przy biletomacie (choć jej nie ma), kasownik nie działał, jechałem tylko jeden przystanek (wśród pasażerów pokutuje mit, że za przejazd jednego przystanku nie trzeba płacić). Jeszcze nie kupiłem, bo sprawdzałem trasę, żeby wiedzieć, czy tym tramwajem dojadę. A bo ja od babci jadę. Ze szpitala wracam, jest za zimno, za ciepło, mam chorą nogę, stany lękowe, jadę od dentysty – znieczulenie jeszcze działa i jestem otumaniona, bo mam okres i źle się czuję. Widzi pan moje buty? Przecież ja w takich szpilkach nie będę kupować biletu!
– Najlepsze tłumaczenie, jakie słyszałam, dotyczyło biletu papierowego. Był wytarty i zamalowany korektorem. Pani powiedziała, że sprzedali jej taki w kiosku – mówi kontrolerka Ania.
Bo nadal spotykani są pasażerowie zdrapacze. Kiedy weszły kasowniki odbijające na bilecie godzinę, niektórzy zaczęli ją zamazywać i wykorzystywać bilety po raz kolejny. Mówi się, że urządzają sobie zabawę w zdrapkę. Nadruku pozbywają się różnymi środkami chemicznymi – gliceryną, wodą utlenioną.
Kombinatorzy technologiczni kupują bilety dopiero, kiedy widzą kontrolę. Wpadają, bo aplikacje pośredniczące w zakupie również się blokują. – Dawniej, kiedy wchodziliśmy do pojazdu, pasażer z nieskasowanym biletem zrywał się z miejsca i było go widać. Teraz ludzie robią to w ukryciu, co nie znaczy, że skuteczniej – …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w majowym numerze „Pisma” (05/2024) pod tytułem Symulanci, amatorzy Tetrisa, gryzonie. Sprawność „jazda na gapę”.
Fundację Pismo, wydawcę magazynu „Pismo”, wspiera Orange.