Wersja audio
Dwa lata temu Gabriela Stacewicz omal nie zginęła. Gdy pielęgnowała krzew róży, samochód skosił płot. Wina poszła na Henryka Matysika, wójta gminy Kolsko, że przy drodze w Sławocinie za mało robi.
– Przecież dzwoniłem do Zarządu Dróg Wojewódzkich, słałem pisma, bywałem osobiście – broni się wójt Matysik.
Szkopuł w tym, że dla Zarządu Sławocin, mały i na uboczu, nie jest priorytetem, choć w płot Stacewiczów w ciągu czterech lat uderzyło już dziewięć samochodów, a u mieszkających tuż obok Bramborów – dziesięć. U Skrzypczaków też uderzyło. I u Walichtów, i u Pachołków. Na palcach jednej ręki można policzyć rodziny, u których nie uderzyło wcale.
A poza tym w Sławocinie jest miło, jak mówią jego mieszkańcy. Władysława Wyrwa, gospodyni domowa i radna gminy Kolsko, nie wyobraża sobie gdzie indziej życia, bo tu zapuściła korzenie, tu ma znajomych i dom pełen wspomnień.
radna wyrwa : – Pamiętasz, jak samochód uderzył w słup elektryczny?
Aniela Brambor, sklepowa: – Wszyscy uciekaliśmy, żeby nas prąd nie pozabijał.Irena Pachołek, gospodyni domowa, ma przed oczami oponę: – Odpadła od ciężarówki. Leciała przez płot Stacewiczów i dalej, przez kolejne podwórza… – Irena traumę przeżywa do dziś, choć już trzy lata minęły. W nocy nie może spać.
Zbigniew Stacewicz, emerytowany rolnik: – To było dwieście kilo! Ktoś przez oponę mógł zginąć!
gabriela wyjrzała przez okno . Nikogo nie było, a płot leżał. – Dopiero po wyjściu na dwór spostrzegłam, że samochód wpadł do ogrodu.
Wtedy, w 2016 roku, Stacewiczom udało się złapać sprawcę. Bramborom raz też się udało, bo kierowca wrócił po tablicę rejestracyjną.
Większość sprawców jednak uciekła. Niezłapani, nie odpowiedzieli …