Wersja audio
Październik zeszłego roku. Natalia właśnie wychodziła z muzeum w Bielsku-Białej. Obok dreptały dzieci, które zabrała na wycieczkę szkolną. Nagle telefon.
– Zła wiadomość. Rozwiązała się rodzina zastępcza Jagody. Musimy kogoś dla niej znaleźć. Inaczej trafi do pogotowia opiekuńczego. Może pani by ją wzięła? Przynajmniej na razie – prosił pracownik miejskiego ośrodka pomocy rodzinie (MOPR).
– Eee, rozumiem. Ale, no, nie jestem sama. Mam małą córkę i męża. Muszę zapytać go o zgodę. Za chwilę oddzwonię.
Zanim wybrała do niego numer, pomyślała: „Ludzie podejmują decyzję o dziecku w ciągu kilku lat. Ja w pół minuty”.
A już wszystko sobie poukładała.
Przede wszystkim wreszcie pogodziła swój grafik. Dla pedagoga specjalnego i tyflopedagoga, czyli terapeuty wzroku, to wcale nie jest proste. Z powodu braku podobnych fachowców miała zawsze więcej pracy niż czasu. Wyrabiała niemal dwa etaty. Po co? Bo pękłoby jej serce, gdyby zostawiła bez pomocy słabowidzących albo niewidomych podopiecznych. No i ich rodziców. Dlatego w poniedziałek zasuwała od ósmej do siedemnastej w szkole integracyjnej dla dzieci o specjalnych potrzebach. Dwie, trzy przesiadki (nie ma prawa jazdy) i za godzinę w domu. We wtorek kończyła w okolicach południa. Od razu biegła do przedszkola po Oliwię, czteroletnią córkę. Chwila w mieszkaniu. I siup z dzieckiem do logopedy. Kończyły o siedemnastej. Środa? Zawalona. Do czternastej szkoła, dom, pół godziny z mężem i druga praca. Tym razem w ośrodku terapeutycznym dla dzieci z niepełnosprawnościami. Jej działka – oczy. Zaczęła się nimi zajmować, kiedy jeszcze pracowała w domu dziecka. Spotkała tam chłopca. Sprzężony, to znaczy z więcej niż jedną niepełnosprawnością. Nie widział ani nie słyszał. Nie umiała się z nim dogadać, co potraktowała jak motywację. Poszła na studia podyplomowe z tyflopedagogiki, które zasponsorowała jej mama. Nauczyła się tam migać. Migi jednak nie przydały się przy niewidzącym podopiecznym. Komunikowali się ruchem. Obiad? Wkładała mu łyżkę do ręki. Zauważyła przy okazji, że reagował na wibracje. Szczególnie lubił te pochodzące z radia. Z koleżankami zrobiła mu test: przeskakiwały po różnych stacjach i obserwowały jego reakcję. Przy Radiu Maryja tłukł pięścią w stół. A przy …