Wersja audio
3 stycznia 2024
Kręcę. Naciskam pedały coraz mocniej. Szum wypełnia uszy. Przyspieszam. Cyferki na liczniku pokazują coraz wyższe wartości. Pędzę, ale stoję w miejscu. Tak jak mój rower. Potwór swoim ciężarem przymocowany do podłogi. Ustawiony jeden obok drugiego w siłowni z obowiązkowym „fit” w nazwie. Kręcę na siłowni, żeby przezimować. Jak bociany w ciepłych krajach. Tak to sobie tłumaczę, kupując karnet na styczeń. Tak chcę przetrwać śnieg, ślizgawicę i siarczyste mrozy, których przecież już nie ma. Pedałuję, bo chcę być gotowy na trasę, gdy tylko zrobi się ciepło. Walczę o formę jak wielu świeżaków obok mnie, którym marzy się, żeby nowy rok był nie tylko zmianą cyferki w kalendarzu. Widzę, jak niepewnie się rozglądają, nie chcąc dać po sobie poznać, że to pierwszy raz. Nadaremnie. Myślę o nich jak o płatkach śniegu, które znikną wraz z wiosną. Sam wpadam pokręcić i zaraz znikam. Robię to już drugą godzinę i patrzę w okno. Nic przez nie nie widać – tuż za szybą rozpościerają się hektary reklamowej płachty. Odchylam głowę, na rowerze obok widzę mężczyznę jak z obrazu Edwarda Hoppera French Six-Day Bicycle Rider . Jest wykończony, ale lekko uśmiechnięty.
Hopper też miał słabość do rowerów. Był zapalonym cyklistą. Z pewnością była to fascynacja, może nawet obsesja. W młodości miał swój własny, niezwykle nowoczesny dwukołowiec, a nowoczesność oznaczała wtedy (na przełomie XIX i XX wieku) stalową ramę i opony z drewnianymi felgami. Ten pokryty dziś rdzą egzemplarz można zobaczyć w muzeum mieszczącym się w jego rodzinnym domu w Nyack – wsi, która jest dziś częścią rozległych przedmieść Nowego Jorku. Mówi się, że rysowanie i właśnie jazda na rowerze były tym, co wyzwoliło malarza z ograniczeń wiejskiego życia. Wiele scen z jazdy na dwóch kółkach przenosił na papier. Rower towarzyszył mu też jako dorosłemu mężczyźnie i uznanemu artyście. Hopper bywał na sześciodniowych wyścigach kolarskich w Madison Square Garden. W tej wycieńczającej rywalizacji uczestniczyły dwie drużyny, każda liczyła dwóch zawodników, którzy na zmianę jechali i odpoczywali. Wygrywała ta, która w ciągu sześciu dni najwięcej razy objechała liczący 1/6 mili [czyli około 267 metrów – przyp. red.] tor. Stawką były pieniądze, a uczestników dopingowały krzyczący tłum i grające na żywo zespoły jazzowe.
Przeczytaj też : Hopper. Ekspert od samotności
Obraz Hoppera przedstawia francuskiego rowerzystę odpoczywającego w zadaszonej budce – sypialni obok toru. To Alfred Letourneur, znany jako Czerwony Diabeł, który właśnie wygrał sześciodniowy wyścig (w latach 1930–1938 wygrał ich dwadzieścia w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie). Hopper jest obserwatorem samotności, ludzkiej izolacji. Jego obrazy są jak klatki z filmu, na których scena wyrwana jest z akcji albo pokazuje stan tuż po zdarzeniu. Namalowany Letourneur właśnie zwyciężył. Jeszcze chwilę temu uczestniczył w wyścigu, który wszyscy obserwowali, dawał innym emocje i sam je przeżywał. Teraz zszedł …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w wydaniu specjalnym „Wokół Podróży” (01/2024) pod tytułem Wolność dwóch kółek.