Wersja audio
Był szczyt sezonu safari, w Tanzanii minęła już pora deszczowa, trawy żółkły i usychały. Land cruisery pędziły w kierunku równiny Serengeti. Nadlatywali milionerzy z pozwoleniami na prywatne polowania. A na zatłoczonym i pokrytym pyłem targu bydła, daleko od tego wszystkiego, mężczyzna imieniem Songoyo – który podjął decyzję, że jednak nie będzie się wieszał, nie dziś – szczypał owczą skórę.
– Proszę – mówił do potencjalnego kupca, który tego ranka mógł wybierać spośród tysięcy zwierząt. – Sam zobacz, jaka tłusta!
Kupiec poszedł dalej. Songoyo potarł oczy. Był zmęczony. Całą noc był na nogach, pędząc cudze stado przez kilometry traw, krzaków i dziurawych dróg, żeby zdążyć na targ. Nie spał. Nie jadł. Jakoś zdołał odegnać kijem słonia. Musiał sprzedać owce, żeby ich właściciel mu zapłacił i żeby on sam mógł zacząć nowe życie, teraz, kiedy to dawne się skończyło.
Dawne życie: miał wszystko, co dla takich jak on oznaczało bogactwo i szacunek. Trzy żony, czternaścioro dzieci, wielką zagrodę dla siedemdziesięciu pięciu krów i tyle ziemi, ile potrzeba, żeby je wypasać. „Taka dobra ziemia” – mawiał, kiedy w ogóle był w stanie znieść myśl o tym. Tak właśnie do niedawna przedstawiała się sytuacja.
Nowe życie: żadnych krów, ponieważ rząd Tanzanii skonfiskował je co do jednej. Żadnej zagrody, bo rząd rozjechał ją buldożerami, podobnie jak setki innych.
Nowe życie: żadnych krów, ponieważ rząd Tanzanii skonfiskował je co do jednej. Żadnej zagrody, bo rząd rozjechał ją buldożerami, podobnie jak setki innych. Żadnej ziemi, bo w północnej Tanzanii coraz więcej najlepszej, rodzącej najbujniejszą trawę ziemi jest obejmowane ochroną. W praktyce oznacza to oddanie jej łowcom trofeów, turystom na „spersonalizowanych wycieczkach” i obwoźnym kawiarniom, parkującym tam, gdzie można zobaczyć bawoły – wszystko dla wszystkich, tylko nie dla ludzi, którzy żyli tu od XVII wieku, hodowców bydła, Masajów.
To właśnie ich turyści obserwowali przez przednią szybę, sprzedających koralikowe breloczki do kluczy przy wjeździe do Parku Narodowego Serengeti albo tańczących podczas pokazów po kolacji w hotelach safari. Słynęli z czerwonych szali i sandałów z opon z odzysku.
Wypasali bydło wśród zebr i żyraf, budowali domy z błota i łajna, otoczone płotami z gałęzi, wtopione w kraj obraz naturalny. Masajowie to jeden z tych ludów, które wykorzystują minimalne ilości zasobów, a jednak to właśnie im powiedziano, że stanowią największe zagrożenie dla ochrony przyrody i rozwoju kraju. I że na ich tradycyjny sposób życia nie ma już miejsca.
Tak więc Songoyo, rozważywszy wszystkie opcje, opracował plan ostatniej szansy, który miał mu zapewnić przetrwanie, plan, który zaprowadził go do miasta Aitong w Kenii, gdzie na targu zimny wiatr ciskał mu w twarz piach i resztki odchodów, kiedy rozglądał się w poszukiwaniu kupców. Był tak daleko od domu, mniej więcej 100 kilometrów na północ od tej wsi w Tanzanii, w której po raz pierwszy w jego życiu strzelano do niego i zaatakowano go gazem łzawiącym. Widział, jak bito starszych mężczyzn, widział, jak strzelano do starych kobiet, a teraz sam upadł naprawdę nisko: stał się najemnym pasterzem, pracował dla dalekiego krewnego, próbując zarobić na kupno jednej jedynej krowy.
Przeczytaj też: Młoda Kenia wychodzi na ulicę
– Tutaj! – wołał do kupców, którzy wchodzili między jego owce, przedzierając się przez pobekującą masę. – Nie znajdziecie lepszych!
Na tym polegał jego plan: jedna krowa, pierwszy krok ku temu, co stanowiło podstawę bycia masajskim mężczyzną, którym nadal pragnął być.
Ograbieni
Wśród tych, którzy sprzysięgli się przeciw Songoyowi (poznałam go pod koniec zeszłego roku podczas moich dwóch długich podróży do Tanzanii; nie używam jego nazwiska z uwagi na jego bezpieczeństwo), są niektórzy z najpotężniejszych ludzi na świecie, a także wpływowe grupy …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Artykuł ukazał się w wydaniu „The Atlantic” z maja 2024 roku pod tytułem This Will Finish Us. © 2024 The Atlantic Monthly Group, Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone, dystrybucja Tribune Content Agency.
Reportaż ukazał się we wrześniowym numerze „Pisma” (09/2024) pod tytułem Wielka grabież ziemi w Serengeti.