Wersja audio
Jeśli koniecznie narty, to raczej biegówki. Pływanie tylko kraulem i grzbietem, w żadnym wypadku żabką.
Nie przerywając rozmowy przez telefon, profesor pułkownik Marek Harat, wyprostowany sześćdziesięciosześciolatek o zielonoszarych oczach i srebrnych krótkich włosach, wskazuje mi miejsce w swoim gabinecie. Chodząc powoli dookoła stołu, wydaje zalecenia pacjentowi. Głos ma cichy i łagodny, sposób mówienia powolny i rytmiczny. Mógłby prowadzić medytacje relaksacyjne, a wykonuje pracę wymagającą podejmowania błyskawicznych decyzji pod najwyższą presją.
Mam czas, żeby się rozejrzeć: na blacie stoi zestaw do yerba mate, na ścianie po prawej od wejścia wiszą oprawione dyplomy, w tym dla „bydgoszczanina stulecia”, na przeszklonym regale w kącie leżą ludzka czaszka i fragment kręgosłupa. Czyli elementy szkieletu człowieka, których profesor dotyka na co dzień.
Odkłada telefon i podchodzi do ekspresu.
– Od rana czekam, żeby napić się z panią kawy. Staram się nie przekraczać jednej dziennie, bo po dwóch robię się nieznośny, poza tym mogą drżeć mi ręce.
prof. Marek Harat
(ur. 1958), neurochirurg i wykładowca akademicki, konsultant kliniczny w Zakładzie Neuroonkologii i Radiochirurgii w Centrum Onkologii w Bydgoszczy oraz w Klinice Neurochirurgii 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. Szef firmy Harat Brain Tumor Research.
Rzeczywiście, na drżenie rąk profesor nie może sobie pozwolić. Kiedy stawia przede mną kubek, pytam, kogo ostatnio operował.
– Wczoraj wieczorem, pacjenta z zespołem Tourette’a. I kręgosłup szyjny. Dzisiaj o piętnastej będę miał pacjentkę z chorobą Parkinsona, a później guz mózgu. Pewnie skończę koło dwudziestej pierwszej. Jeśli nie będzie jakiegoś nagłego przypadku.
– I tak od poniedziałku do piątku?
– Czasem też w weekendy. Zazwyczaj robię po cztery zabiegi dziennie, ale zdarza się, że stoję przy jednym stole kilkanaście godzin.
Drugie dno
Przyjechałam do szpitala wojskowego w Bydgoszczy, żeby porozmawiać o psychochirurgii, czyli leczeniu zaburzeń psychicznych metodami neurochirurgicznymi, której profesor Harat jest w Polsce pionierem. Od dwudziestu dwóch lat naprawia mózgi ludziom, którym nie pomagają ani leki, ani psychoterapia. Najbardziej dumny jest z opracowania nowej metody operowania pacjentów cierpiących na patologiczną agresję. W 2013 roku pomógł dwudziestosześcioletniej Ewie, którą rodzice przyprowadzili do gabinetu w masce podobnej do tej noszonej przez Hannibala Lectera. Gdy poprosił, żeby ją zdjęli, Ewa natychmiast ugryzła się w ramię do krwi.
W domu leżała przypięta do łóżka pasami. Najpierw profesor zoperował kobietę tak, jak robiono to już wcześniej na świecie, ale jeszcze nigdy w Polsce – wszczepiwszy elektrodę do tylno-przyśrodkowej części podwzgórza. Poprawa była natychmiastowa – kilka godzin po operacji zobaczył Ewę już bez maski, popijającą kawę i przeglądającą gazetę. Jednak po ośmiu miesiącach wszystkie objawy wróciły. Wtedy profesor Harat zdecydował się na eksperyment, od którego minęła już dekada: wszczepił drugą elektrodę do jądra półleżącego przegrody. Ewa wciąż odwiedza go na święta, czasem wysyła zdjęcia z żeglowania z rodziną.
Marek Harat urodził się w 1958 roku w Libiążu, małym przemysłowym …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
W „Piśmie” bierzemy odpowiedzialność za słowo.
Każdy tekst przed publikacją przechodzi wielostopniowy proces redakcji i fact-checkingu. To wymaga czasu i pracy całego zespołu. Dołącz do społeczności „Pisma”. Zamów pełen dostęp online do wszystkich treści za 8,99 zł miesięcznie. Istniejemy dzięki osobom takim jak Ty.
Fundację Pismo, wydawcę magazynu „Pismo”, wspiera Orange.