Historia i niewiedza. Historia to przeszłość, której się nie zmieni. Ale brak świadomości, że szacunek dla prawa jest spoiwem społecznym i jakie czynniki ten szacunek niweczą, skłania do powrotu do elementarza, wymagającego cierpliwego powtarzania.
Nie jesteśmy krajem, gdzie szacunek dla prawa dominowałby w życiu społecznym. Od lat istnieje u nas przyzwolenie na omijanie, nieprzestrzeganie, wypaczanie prawa i naigrywanie się z niego. Dowodów dostarcza zarówno codzienna rzeczywistość, jak i historia przez duże „H” – żeby wspomnieć tylko problemy pierwszej Rzeczypospolitej z atrofią państwa, dokumentowaną barwnymi opowiastkami z sarmackiej przeszłości (opisywanymi między innymi przez Władysława Łozińskiego w wydanym w 2005 roku w Warszawie Prawem i Lewem ). Pierwsza Rzeczpospolita w ogóle spóźniła się na oświeceniowy benefis prawa. Co gorzej, jak piszą Henryk Samsonowicz i Janusz Tazbir w Tysiącletnich dziejach (Wrocław, rok 2000, strony 194–195):
Do złudzeń Sarmatów dołączał się w paradoksalny sposób hurraoptymizm polskiego oświecenia. Sądzili oni bowiem, iż reformy oświaty oraz państwa usuną wszelkie trudności. Wychowani w tym właśnie duchu polscy szermierze reform ustrojowych byli zdania, iż wystarczy je uchwalić w sejmie, a samo wprowadzenie w życie nie nastręczy już żadnych poważniejszych kłopotów.
Brzmi znajomo… A przecież przemiana poddanego w obywatela i początki nowoczesnego instrumentarium państwa – miały swój początek właśnie wtedy, w Oświeceniu, i właśnie dzięki prawu – nie tylko uchwalanemu, ale szanowanemu od święta i na co dzień. Gdy jednak w Europie kiełkowało rule of law , w Polsce mieliśmy zabory i marzenie o niepodległości. Kiepski był to czas na naukę mechanizmów tworzenia i funkcjonowania prawa, poznawanych poprzez obce, zaborcze ustawy. Trudno o zaszczepienie szacunku dla prawa, gdy widzi się w nim instrument woli okupanta. Historię wozu Drzymały …