Wersja audio
Medycyna przyzwyczaiła nas do wielu terminów, które mają nazywać stany ciała i duszy wymykające się jasnemu określeniu, ale jednak istotne dla praktyki medycznej.
Pojawiają się one na pograniczu nauki i praktyki, opisując ulotne zjawiska, które lekarze rejestrują, ale które nie poddają się ścisłym regułom diagnostyki. Medycyna, jak często się obecnie podkreśla, niezależnie od jej zaawansowania technologicznego, jest domeną opowieści, zarówno pacjentów, jak i lekarzy. Z jednej strony opowiadamy ciągle historie, nadając w ten sposób sens naszym działaniom i myślom, z drugiej – obawiamy się, że same te historie nie są dostatecznie przekonujące, że powinniśmy odwołać się do twardych faktów, a nie tylko pogrążać się w fabułach.
To balansowanie na pograniczu faktów i konfabulacji widoczne jest jasno w kategorii angor animi . Medycy, którzy wprowadzili tę kategorię do obiegu naukowego, podkreślają, że nie oznacza ona lęku przed śmiercią czy pragnienia śmierci; pacjent po prostu jest przekonany, że umiera. Badacz tego zjawiska, brytyjski lekarz i epidemiolog John A. Ryle tak sumuje swoje rozważania opublikowane w 1928 roku na łamach „Guy’s Hospital Reports”: „Jakaż dziwna musi to być siła, która może pobudzić, i to z niezwykłą intensywnością, świadomość bliskości zdarzenia, jakiego nigdy wcześniej się jeszcze nie doświadczyło, a jednak tak często …