Wersja audio
Gdy podróżowałem do Chin dwadzieścia lat temu, były mieszaniną biednej prowincji i niezliczonych megalomańskich drapaczy chmur w budowie. Dziesięć lat temu pędziły już po szerokich autostradach, w smogu i niekończących się korkach. Moim chińskim znajomym żyło się wyraźnie lepiej, cieszyli się z sukcesów swojego kraju i z lubością krytykowali rodzimych polityków. Dziś do Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) trudno się w ogóle dostać z powodu polityki antycovidowej, więc obserwuję ją z daleka.
Zaawansowana technologicznie, potężna gospodarczo, nacjonalistycznie napompowana, wewnętrznie coraz bardziej autokratyczna, na scenie międzynarodowej coraz bardziej asertywna. A jednocześnie uwięziona w wybuchowym klinczu ze Stanami Zjednoczonymi z jednej strony i niewygodnym sojuszu z Rosją z drugiej. Moi chińscy znajomi nie chcą już ze mną rozmawiać o polityce: ich telefony wszystko słyszą, a algorytmy wyłapują każdy szczegół.
Zmieniło się wiele, ale nie tylko wewnątrz kraju. Każdy ruch władz w Pekinie jest pod baczną obserwacją całego świata, a szczególnie Stanów Zjednoczonych. Chiny nie schodzą z pierwszych stron gazet, ale zdecydowanie nie jest to popularność, jaka podobałaby się poprzednim pokoleniom chińskich przywódców.
Chiny wychodzą z ukrycia
Jedną z dewiz Deng Xiaopinga (1904–1997) – ojca chińskiej transformacji gospodarczej po 1978 roku – było taoguang yanghui (韬٪ڑ养١ق), czyli „pozostawanie w ukryciu”. Niemal do końca pierwszej dekady XXI wieku nieźle się to Chinom udawało. Na arenie międzynarodowej podkreślały swój status państwa rozwijającego się, unikały rozgłosu, a tym bardziej konfrontacji. Rosły w siłę, stopniowo stając się potęgą gospodarczą na skalę globalną, ale nie powodowały większego niepokoju na europejskich czy północnoamerykańskich salonach politycznych.
Zmieniło się to w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Najpierw XXIX Letnie Igrzyska Olimpijskie w Pekinie w 2008 roku, na których kraj zaprezentował się jako dostatni i nowoczesny. Potem światowy kryzys finansowy, z którego ChRL wyszła obronną ręką, udowodniwszy niezwykłą stabilność swojego sektora finansowo-bankowego, która zaskoczyła gospodarki zachodnie.
Moi chińscy znajomi nie chcą już ze mną rozmawiać o polityce: ich telefony wszystko słyszą, a algorytmy wyłapują każdy szczegół.
Gdy na scenę polityczną w 2012 roku wkroczył Xi Jinping, strategia Deng Xiaopinga poszła w niepamięć. Zmienił się nie tylko język chińskiej dyplomacji, ale i sposób, w jaki Chińczycy zaczęli postrzegać swoje miejsce na świecie – uznali się za mocarstwo rywalizujące z USA i regionalnego hegemona w Azji. Nakreślono nie tylko koncepcję „chińskiego marzenia”, ale przede wszystkim drogi ku „wielkiemu renesansowi narodu chińskiego” ( Zhonghua minzu weida fuxing, $$华٪ء١غ伟$jخ`兴).
Prezydentura Donalda Trumpa (2017–2021) oznaczała ostrą odpowiedź zza oceanu: antychińskie przebudzenie, które zjednoczyło demokratów i republikanów. Obecnie obserwujemy eskalację napięcia na linii Waszyngton–Pekin, postępującą deglobalizację, rosnącą niestabilność gospodarczą, a do tego zatrważające zmiany klimatyczne i – jakby tego było mało – wojnę w Ukrainie, której też nie da się oddzielić od amerykańsko-chińskiej rywalizacji. Jaka zatem w tym coraz bardziej niespokojnym świecie jest chińska pozycja polityczna, jakie są cele i największe wyzwania międzynarodowe Państwa Środka?
Przewrót kopernikański w amerykańskiej polityce wobec Chin
Jest 2019 rok. Siedzę w hotelu w Pekinie, mam godzinę do spotkania i bawię się pilotem do telewizora. Kilkadziesiąt programów telewizji ogólnochińskiej i stacji …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w październikowym numerze „Pisma” (10/2022) pod tytułem Państwo Środka w świetle reflektorów.
Eseje w „Piśmie” powstają dzięki wsparciu Fundacji Michalskiego.