Wersja audio
W eseju Po Europie Ivan Krastev pyta, czy przeżywamy dziś na kontynencie rozpad porównywalny do tych, które dotknęły wieloetniczne imperium Habsburgów albo Związek Radziecki.
Trafnie zauważa, że zazwyczaj „koniec jest zarówno nieunikniony, jak i niezamierzony”. Przywołując powieść Josepha Rotha Marsz Radetzkiego , Krastev wskazuje, że zanikanie artefaktów politycznych (jak choćby konstytucje czy ustawy) i kulturowych odbywa się zawsze gwałtownie, zaś koniec jest naturalnym następstwem braków strukturalnych oraz procesu dryfowania i błądzenia jak we śnie. Powinniśmy zatem zadać sobie pytanie, czy nie zbliżamy się właśnie do nowej ery, choć – jak pisał austriacki poeta i prozaik Stefan Zweig – współczesnym nie jest przecież dane rozpoznać, w jakim momencie historycznym się znajdują.
unia europejska rzeczywiście poważnie podupadła. W ubiegłym roku mogła się cieszyć zaufaniem zaledwie czterdziestu siedmiu procent Europejczyków, mimo że ostatnio w obliczu klęski projektu brexitu (który zakrawał na niechlujne europejskie reality show) ten odsetek lekko wzrósł – co interesujące – także na Węgrzech. Jednak tak niskie poparcie dla tego wielkiego projektu politycznego, a tym bardziej dla ponownego wzmocnienia UE à la Emmanuel Macron, to o wiele za mało.
Erozja idei europejskiej wyryła głębokie ślady na całym kontynencie. Systemy partyjne w większości państw członkowskich zawaliły się: socjaliści zniknęli ze sceny, lewica jest głęboko podzielona, a próżnię polityczną wypełniają partie …