Wersja audio
Patrzę na gałęzie pięknego, rozłożystego klonu. Jest ciepło, drzewa dają przyjemny cień. Nowe poznańskie zoo leży częściowo na terenach naturalnego lasu. Można usiąść i patrzeć bez pośpiechu, przyglądamy się więc razem z synem dwóm rudo-czarnym zwierzątkom. To bracia Aki i Toshi – pandy małe, które zamieszkały w Poznaniu w 2015 roku. Przyjechały z Czech. Leżą na brzuchach, a z piętrowo rosnących gałęzi zwisają ich ogony i łapy.
W ciągu dwóch kwadransów niewielu zwiedzających podchodzi obejrzeć ten obraz, ale i tak każdy widzi co innego. Para z wózkiem przystaje na chwilę, żeby popatrzeć na „rudą małpkę”. Po nich do drzewa zbliżają się nastolatki. – O, panda ruda! – mówi chłopiec. – Ewron [popularny wśród młodzieży youtuber – przyp. red.] używa jej zdjęcia jako awatara – dodaje. Mój syn patrzy przez trzy kwadranse jak urzeczony, bo pandki rude to jego ukochane zwierzęta.
Jesteśmy w ogrodzie zoologicznym, czyli – jak głosi definicja opracowana przez Europejskie Stowarzyszenie Ogrodów Zoologicznych i Akwariów (European Association of Zoos and Aquaria, EAZA) – w miejscu, w którym prezentuje się dzikie zwierzęta różnych gatunków, otwartym dla zwiedzających przynajmniej siedem dni w roku. W swoim statucie EAZA wyznacza zrzeszonym placówkom konkretny cel – ochronę zagrożonych gatunków oraz edukowanie osób odwiedzających zoo.
Innym celem, którego nie ma w żadnych statutach, jest bez wątpienia patrzenie samo w sobie. Mapka z legendą pokazuje nam, gdzie w zoo mamy iść, „żeby zobaczyć”. Jak w muzeum przechodzimy zatem od jednego eksponatu do drugiego. I patrzymy. „W zasadzie każda klatka jest ramą, która otacza znajdujące się w niej zwierzę” (przeł. Sławomir Sikora) – pisze John Berger w książce O patrzeniu , w rozdziale Po cóż patrzeć na zwierzęta .
Berger podpowiada, że w ogrodzie zoologicznym widok jest zawsze nie taki, jaki powinien być. Jest inny, niż gdyby oglądać te same zwierzęta w ich naturalnych środowiskach. Przypomina rozmyty obraz, do którego tak bardzo się przyzwyczailiśmy, że przestało nam już to przeszkadzać.
Zdekolonizować zoo?
A może powinniśmy w ogóle zrezygnować z pokazywania – i oglądania – zwierząt? I zdekolonizować zoo? Bo czy da się wytłumaczyć utrzymywanie ogrodów zoologicznych w ich obecnej, wymyślonej jeszcze w XVIII wieku formie?
A może powinniśmy w ogóle zrezygnować z pokazywania – i oglądania – zwierząt? I zdekolonizować zoo? Bo czy da się wytłumaczyć utrzymywanie ogrodów zoologicznych w ich obecnej, wymyślonej jeszcze w XVIII wieku formie?
Obrońcy praw zwierząt nie mają wątpliwości – według nich to niemożliwe. Szczecińska Inicjatywa na rzecz Zwierząt BASTA! w 2014 roku rozpoczęła kampanię pod hasłem „Nie chodzę do zoo”. To apel nie tylko o bojkotowanie ogrodów zoologicznych, ale również o ich całkowite zamknięcie. – Sytuacja zwierząt w zoo przypomina odsiadywanie wyroku dożywotniego więzienia. Ciasne klatki i pomieszczenia, świat oglądany zza krat albo szyby. Mało przestrzeni na wybiegach niespecjalnie oddających naturalne warunki. Często są na nich beton albo gołe ściany – mówi Łukasz Musiał z BASTY!
Musiał powołuje się na przedstawiony w 2011 roku w Parlamencie Europejskim raport The EU Zoo Inquiry 2011 brytyjskiej fundacji Born Free oraz …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w czerwcowym numerze „Pisma” (06/2023) pod tytułem Rama obrazu.
Eseje w „Piśmie” powstają dzięki wsparciu Fundacji Jana Michalskiego.