Dziadek pachniał szarym mydłem, stajnią i octem, którym nacierał się przeciw komarom. Aż do matury spędzałam u babci i niego każde lato i nigdy nie widziałam go w biegu. Wszystkie czynności wykonywał tak, jakby rytm wyznaczał mu niewidzialny metronom. W tym samym tempie zakładał onuce pod gumiaki, w tym samym szedł przygnać krowy przed zmierzchem, by następnie, tak bez pośpiechu, jak i bez zbędnej zwłoki, wydoić je i przecedzić mleko do metalowych baniek. Był już na nogach, gdy o poranku wysypywaliśmy się z braćmi z domu niczym pszczoły z ula, i kładł się spać z kurami, gdy tylko słońce gasło, do bólu precyzyjnie, nie zważając na naszą nocną aktywność miastowych, nierozumiejących cyklu dnia i nocy.
A gdyby tak w centrum rozwoju technologii postawić człowieka? „ Listy z cyfrowego roju ” to nowy cykl felietonów, które publikujemy tylko online Magdalena …