Wersja audio
Fulguryt powstaje wtedy, gdy piorun uderzy w piasek. Jest wąski, długi – nawet do metra, rurkowaty, wypełniony szkliwem krzemionkowym i niezwykle kruchy. Gdy wykopie się go bardzo ostrożnie, można zachować jego strukturę. Wojciech Kucharczyk, artysta audiowizualny, określił fulguryt jako „niematerialność złapaną w całkiem materialną postać”.
Tak jest z tym tekstem. Piszę go od stycznia. Gdy tylko się za niego wezmę, już czuję, że kruszy mi się pod palcami. Może dlatego, że jest o rzeczach pozornie niezwiązanych ze sobą. A może dlatego, że jest zbyt osobisty.
Mam dla państwa piękne mieszkanie w stylu francuskim – mówi przez telefon agent nieruchomości. – Przedwojenna stolarka, przeszklone, dwuskrzydłowe drzwi. Spodoba się.
Kamienica przy samej Grochowskiej, chyba najbardziej zakurzonej i rozjeżdżonej przez tramwaje ulicy w Warszawie. Elewacja szara od brudu, tynk obłupany. W środku odór długo niewietrzonego mieszkania i kanalizy. Spróchniałe deski wyglądają spod pożółkłego gumoleum.
– Mazerunek na drzwiach wejściowych. Wysokie na trzy metry. No i te regały z całym księgozbiorem. Spadkobiercy nie chcą tych rzeczy. Kto wie, jakie skarby tu znajdziecie?
Kaloryferów nie ma. Są dwa piece kaflowe z elektryczną grzałką w środku. – To co, za ile bierzemy? – pytam Tomka.
Wśród skarbów znalazłam: kartę pocztową Stefana do Ireny z 1934 roku, rozpoczynającą się od słów: „Wielmożna Pani”, a kończącą „ucałowaniem rączek najdroższej Irusi”; mosiężną tacę z ponad setką kluczy różnej wielkości i wagi; całą kolekcję męskich spinek do koszul; zestaw naczyń na odczynniki, a do tego probówki, metalowe tace i duże szklane słoje; przedwojenne podręczniki do nauki angielskiego; kilkutomowe dzieła zebrane Stefana Żeromskiego, który przez chwilę studiował po drugiej stronie ulicy w Instytucie Weterynarii; kilka bardzo małych zdjęć z wakacji nad Morskim Okiem; duże, czarno-białe odbitki portretów małej Krystyny – ich jedynej córki; rysunki małpy, psa i kota wykonane kredkami ołówkowymi; modlitewniki; świadectwo ukończenia szkoły; notatki z wykładów z anestezjologii; metalową tabliczkę informującą o tym, że w małym pokoju (urządziliśmy w nim pokój naszego syna, który wtedy jeszcze wiercił się w brzuchu) Irena prowadziła gabinet stomatologiczny; wizytówki Stefana z podpisem: „prorektor SGGW”; książeczkę zdrowia czarnego pudla Metana vel Mateusza; serię pochodzących z lat 70. …