Wersja audio
Warszawa, 3 maja 2024 roku. Jestem świeżo po lekturze książki Michała Bilewicza Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości (2024). Przed południem w Łazienkach mijam wijącą się jak wstęga kolejkę do Pałacu na Wyspie, gdzie w ramach wystawy czasowej można oglądać kopię dokumentu z 1791 roku – zapisu pierwszej polskiej konstytucji.
Idę dalej, bo razem z córką, podobnie jak dziesiątki innych rodzin, bawimy się w grę terenową z Basią, bohaterką popularnej serii książek dla przedszkolaków autorstwa Zofii Staneckiej, z ilustracjami Marianny Oklejak. Tym razem Basia uczy dbania o przestrzeń parku i szacunku dla tutejszych zwierząt. Po południu wyruszamy na spacer przez Muranów, przekraczamy granicę, za którą kończyło się getto. Jest cicho i pusto. Gdzie się wszyscy podziali? Po kilkunastu minutach wszystko staje się jasne. Połowa weekendowej populacji Warszawy jest na Starym Mieście, które zmieniło się w jarmark przypominający ten na Krupówkach.
Druga połowa – na nowej kładce na Wiśle. Też tam idziemy, wszak dzisiaj występujemy w roli turystek. W kolorowym tłumie przypominam sobie o książce Bilewicza. Zastanawiam się, czy to prawda, że wciąż nie uwolniliśmy się jako społeczeństwo od historycznego bagażu krzywdy i klęski, a nasza suwerenność, nie dość że krucha, jest posttraumatyczna?
Michał Bilewicz na Warszawę patrzy jak na grób poprzednich pokoleń, których duchy nawiedzają żywych. „Bez zrozumienia historycznej traumy nie sposób pojąć tego, jak wygląda dzisiejsza Polska, jak Polacy reagują na porażki i sukcesy, jak radzą sobie z kryzysami i konfliktami, dlaczego nie potrafią rozmawiać o historii i traktują innych jak wrogów” – pisze. Wychodzi z założenia, że doświadczenie, które nas, współczesnych, ukształtowało, to trauma drugiej wojny światowej. Nie jest w tym odosobniony. Psychologowie, socjolodzy, politolodzy, antropolodzy i kulturoznawcy chętnie posługują się pojęciem traumy i zespołu stresu pourazowego (PTSD, post-traumatic stress disorder ) w odniesieniu nie tyle do poszczególnych ludzi, ile do społeczeństwa jako całości, jego kultury i polityki.
Czy polskie problemy z tożsamością i komunikacją społeczną można wyjaśnić w inny sposób niż za pomocą koncepcji zbiorowej traumy sięgającej drugiej wojny światowej?
Moje luźne spostrzeżenia poczynione w stolicy w długi majowy weekend i lektura Traumalandu były dla mnie impulsem, aby postawić pytanie albo i trzy. Po pierwsze: Czy zjawisko traumy, którą przeżywa się indywidualnie, można uogólniać na całe społeczeństwo? Po drugie: Czy polskie problemy z tożsamością i komunikacją społeczną można wyjaśnić w inny sposób niż za pomocą koncepcji zbiorowej traumy sięgającej drugiej wojny światowej? Po trzecie: Czy w mówieniu o polskiej traumie historycznej nie kryje się dodatkowy przekaz świadczący o tym, jak sami się widzimy i z czego chcemy się rozgrzeszyć?
O traumie historycznej mówi się w odniesieniu do wielu społeczeństw z …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w listopadowym numerze „Pisma” (11/2024) pod tytułem Tam, gdzie kończy się trauma.