Wersja audio
Cztery lata temu ukazało się nasze pierwsze „Pismo”, a w nim moje słowo wstępne pod jakże frapującym tytułem O sztuce gotowania zupy. A niedawno moja redakcyjna koleżanka poprosiła, bym z okazji tej rocznicy napisał kilka słów do niego nawiązujących… Narcystyczne zlecenie.
Jest coś z gruntu megalomańskiego w powracaniu do własnych słów, szczególnie tych obfitujących w wartości tak ważne jak dziennikarska rzetelność, wiarygodność, apolityczność i niezależność. Szczególnie że – choć na końcu owego tekstu zastrzegałem się, że to pierwsze i ostatnie słowo wstępne w „Piśmie” – obietnicy nie dotrzymałem. Fartownie jednak znalazłem w nim kilka słów, które mnie i Państwa ratują. Dzięki nim nie muszę pisać o nominacjach do europejskich i krajowych nagród dziennikarskich ani o innych wyróżnieniach przyznawanych „Pismu”, ani o publikowanych przez nas poruszających reportażach społecznych i esejach porywających erudycją, ani o Śledztwie Pisma, którego każdy sezon był nominowany do nagród Grand Press (a drugi otrzymał tę nagrodę), ani o doskonałych fotoreportażach i o okładkach, których wiele – w pewnym stopniu nieobiektywnie – uważam za ikoniczne. Na szczęście ratuje nas apel, który cudownym zrządzeniem losu znalazł się w tamtym tekście: „byśmy my – tworzący «Pismo» – zachowali dystans do samych siebie”.
Oceńcie sami, czy można poważnie traktować projekt – działający wprawdzie dla dobra publicznego i nie dla zysku, co jednak nie oznacza, że mogący obyć się bez funduszy na tworzenie i publikację treści – który najwyraźniej uznał się za bezcenny i numer sierpniowy z 2018 roku wydrukował bez ceny? Wówczas zareagowali dystrybutorzy, doklejając do bezcennych egzemplarzy cenę, co następnie oczywiście odpowiednio wycenili, najwyraźniej nie do końca podzielając rewolucyjną misyjność naszej polityki cenowej.
Albo wyrafinowanie procesu składu i druku „Pisma”, w trakcie którego udało nam się nie tylko zgubić szesnaście stron miesięcznika, a w ich miejsce powtórnie wkleić inne szesnaście – co samo w sobie nie jest osiągnięciem wybitnym, wiele redakcji może pochwalić się podobnymi – ale zrobić to tak, by do dzisiaj (minęło półtora roku) wciąż nikt nie wiedział, jak do tego doszło (choć drukarnia przeprowadziła iście sherlockowskie dochodzenie), ile dokładnie egzemplarzy wydania z września 2020 roku udało nam się tak złożyć (podobno niestety zaledwie kilkadziesiąt) i jak to możliwe, że owe nieliczne przypadki trafiły do kiosków na dworcu w Krakowie, na ulicę Żagańską w Kielcach, Główną w Smolcu i na Tęczową w Brzegu Dolnym, ale już nie do Warszawy, Bydgoszczy czy Torunia? Czemu w Katowicach i Wrocławiu upodobały sobie saloniki prasowe w centrach handlowych, ale już nie pobliskie kioski, a w Łodzi wybrały tylko dwa miejsca z kilkudziesięciu?
I cóż powiedzieć o naszym przywiązaniu do faktów, skoro udało nam się w jednym z tekstów przepuścić informację, z której wynika, że „Pismo” ukazuje się w nakładzie o rząd wielkości mniejszym niż w rzeczywistości? (Przy okazji konkurs – darmowy roczny dostęp do „Pisma” w prezencie temu, kto jako pierwszy wskaże, w którym tekście znajduje się ten, nieskromnie rzecz oceniając, kanoniczny przykład błędu w procesie weryfikacji). Nasze doświadczenia wskazują również na niezwykłą siłę sprawczą fake newsów – na jednej z mapek zamieszczonych w „Piśmie” udało nam się wymazać Nową Zelandię, a z Tasmanii uczyniliśmy niepodległe państwo.
W ostatnich dniach miałem okazję na nowo spoglądać na misję, dla której realizacji powstało „Pismo”. Pojawiają się tam takie słowa opisujące grupę tworzącą to przedsięwzięcie: „Jesteśmy zespołem osób wierzących w uczciwe, wiarygodne, wysokiej jakości dziennikarstwo działające dla dobra publicznego. Pragniemy tworzyć wrażliwą społecznie treść, wnikliwą i rzetelną. Nie ulegać zewnętrznym wpływom politycznym ani nie przedkładać efektów finansowych ponad wyznawane zasady, nie epatować sensacjami, nie schlebiać tanim gustom, nie angażować się w małostkowe spory. Niezależność redakcyjna jest dla nas krytyczna”.
Jak dobrze, że robiąc to wszystko, udaje nam się śmiać z błędów, które popełniamy. Jak z tego, że – pomimo czterech lat wysiłków Magdy Kicińskiej, redaktorki naczelnej „Pisma” – wciąż mówię „wziąść” zamiast „wziąć”. A może odwrotnie.
PS. Kupujcie lub przedłużajcie prenumeratę lub dostęp cyfrowy do „Pisma”. W ten sposób wspieracie niezależne dziennikarstwo działające dla dobra wspólnego i dajecie nam szansę na popełnianie kolejnych błędów.
rysunek Sonia Dubas
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.