Gdybyś nie musiała rozmawiać o swoich książkach, to o czym chciałabyś rozmawiać?
Nie wiem, czy w ogóle bym chciała. Konieczność rozmawiania z dziennikarzami jest dla mnie efektem ubocznym twórczości. Wiem, że to jest niezbędne jako pewna mediacja między mną a odbiorcą, ale powiem wprost: nie chce mi się.
To aż takie niepotrzebne?
To pisanie daje mi spełnienie i wyraz tego, co czuję i myślę. Nie mam potrzeby wyrażać więcej. Pisząc, mogę sobie szukać, pytać, mieć wątpliwości, wnikać w wielowymiarowość rzeczy. A media potrzebują gotowych diagnoz, zdań twierdzących, najlepiej „mocnych”, „efektownych”, które nadają się na klikalne leady. Niestety, jak się jest pisarzem, to łatwo się takie rzeczy generuje, a świat chętniej to kupuje niż sprawy niejasne, niezamknięte, niepewne. Nie ma w tym dla mnie spełnienia.
W dodatku media pracują w coraz większym pośpiechu. Mało kto ma własne przemyślenia, ludzie notorycznie szukają rzeczy do powiedzenia w Google’u. A internet to rzeczywistość bez śmietnika, nigdy nic się tam nie dezaktualizuje, nie unieważnia, złoto i śmieci są na tych samych prawach.
Piszę od prawie dwudziestu lat, od mojego debiutu zmieniała się rzeczywistość, kontekst polityczny i społeczny, ja sama bardzo się zmieniłam. Rozumiem, że tak zwany wizerunek, postać medialna ma swoją historię, ale moi rozmówcy bezustannie konfrontują mnie z tym, co powiedziałam w 2005 roku i proszą o komentarz.
Często mam poczucie, że to obustronna marnacja czasu i słów, że świat by się bez tego doskonale obył…
W pierwszym felietonie twojego nowego zbioruJak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu 2 czytam: „Napiszecie książkę o lisach, będą lisy, lisy, lisy. Napiszecie książkę o lasach, to będą lasy. Będziecie zapraszani do lasów, będą was wszyscy pytali o lasy, będą wam na spotkania przynoszone lasy”. Wracanie do zakończonego tematu jest jak rozdrapywanie starego wspomnienia?
Dorota Masłowska
(ur. 1983), autorka głośnejWojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną, za którą otrzymała Paszport „Polityki” i nagrodzonego Nagrodą NikePawia Królowej. Autorka wystawianych na całym świecie dramatówDwoje biednych Rumunów mówiących po polskuiMiędzy nami dobrze jest. W 2018 roku ukazała się jej powieśćInni ludzie. Laureatka Samuel-Bogumił Linde Preis 2020. Felietonistka Dwutygodnika.
Zwłaszcza że książka zawsze ukazuje się z poślizgiem, a emocje, jakie towarzyszyły jej pisaniu, dawno przeminęły. Mnie to się bardziej kojarzy z przykrością osobistej niespójności. To znaczy, że musisz rozbudzić w sobie coś, czego już w tobie nie ma, albo odegrać siebie sprzed iluś miesięcy, czasem lat. Jako osoba publiczna funkcjonuję w takim rodzaju bezczasu, wszystko jest teraz. Jednocześnie na przykład promuję książkę w Polsce, w Stanach i Hiszpanii wychodzą moje dramaty, a w NiemczechInni ludzie. W każdym z tych miejsc jestem zmuszona od nowa wzbudzić w sobie te emocje, których już nie mam, rozdrapać jakąś sprawę, która już mnie nie interesuje. I chcę być w tym szczera i gorąca, ale coraz częściej myślę, że …
Liczba artykułów dostępnych w całości bez logowania się w naszym serwisie: 0 z 0
Rozmowa ukazała się w sierpniowym numerze miesięcznika "Pismo. Magazyn opinii" (08/2020) pod tytułem Rzeczywistość jest niedoinwestowana.