Wersja audio
Mojej kulturalnej apteczki nie wypełniają przedmioty, ale praktyka. Od dziesięciu lat to taniec jest tym, co mnie ratuje, pozwala mierzyć się z trudnymi emocjami i wyzwalać te najgłębiej we mnie ukryte. Wykorzystuję ciało jako narzędzie, a ruch jako środek wyrazu.
Nie miałem łatwego dzieciństwa. W wieku czterech lat straciłem tatę. Sytuacja ekonomiczna mojej rodziny nie była najlepsza, a w Krzemieńczuku, z którego pochodzę, mierzyłem się z homofobią.
Danil Vitkowski
(ur. 2001), voguer, tancerz stylów nowoczesnych i choreograf. Członek międzynarodowego House of Elle oraz ojciec i współzałożyciel pierwszego warszawskiego domu Kiki House of Sarmata. Wygrywał bale i prowadził warsztaty towarzyszące wydarzeniom kultury ballroomowej w Polsce i za granicą. Obecnie mieszka w Warszawie, gdzie prowadzi zajęcia z voguingu i organizuje bale. Pochodzi z Ukrainy.
Taniec stał się więc dla mnie bezpieczną przestrzenią, do której zawsze mogłem uciec, gdy musiałem choć na chwilę odciąć się od rzeczywistości. Jak wiele dzieciaków z mojego pokolenia, po raz pierwszy zamarzyłem o tym, by nauczyć się tańczyć, po obejrzeniu filmu Step Up: Taniec zmysłów. Zacząłem od stylów ulicznych, które zaobserwowałem na ekranie – hip-hopu i breakdance’u. Już wtedy czułem, że lepiej odnajduję się we freestyle’u niż w szlifowanych miesiącami choreografiach. Największą frajdę sprawiały mi bitwy taneczne, w których każdy miał okazję zaprezentować swoje najbardziej imponujące ruchy.
Wciąż jednak szukałem stylu, w którym mógłbym się w pełni wyrazić. Voguing odkryłem przypadkiem w trakcie warsztatów tanecznych. W Ukrainie kultura ballroomu [występów voguingowych wywodzących się ze społeczności LGBT+, w trakcie których osoby należące do domów o strukturze przypominającej te tradycyjne, na czele z matkami i ojcami – ich założycielkami i założycielami – rywalizują ze sobą w określonych kategoriach – przyp. red.] praktycznie nie istniała, a utożsamiany z nią taniec był domeną cis hetero dziewczyn. Brakowało miejsca na różnorodność i budowanie wspólnoty, z którymi kojarzone są od lat 70. XX wieku bale organizowane przez nieheteronormatywne społeczności na Zachodzie. Voguing był po prostu rodzajem ćwiczeń – nie miał nic wspólnego z buntem i queerową ekspresją.
Odkąd zacząłem tańczyć voguing, starałem się dowiedzieć jak najwięcej o kulturze, która tak długo była poza moim zasięgiem. Moim marzeniem stało się, by dołączyć do międzynarodowego domu Iconic Royal House of Milan. Dlatego gdy w 2016 roku dowiedziałem się, że w Krasnodarze w Rosji odbędzie się bal, podczas którego sędziować miał Stanley Milan – ojciec tego domu i jedna z moich największych inspiracji, postanowiłem, że zrobię wszystko, by w nim uczestniczyć.
Udało mi się odłożyć pieniądze na drogę – ta ze względu na trwającą od 2014 roku wojnę zajęła ponad dwadzieścia sześć godzin – i wziąć udział w wydarzeniu. Trafiłem do finałów w dwóch kategoriach: old way [stylu wywodzącym się z lat 80., w którym najważniejsza jest precyzja przyjmowanych póz – przyp. red.] oraz runway [stylu imitującym przechadzanie się modeli i modelek po wybiegu – przyp. red.], a co najważniejsze, spodobałem się Stanleyowi jako performer.
Pół roku później zostałem oficjalnie przyjęty do domu, co dało mi ogromne wsparcie od społeczności z reszty Europy i Stanów Zjednoczonych. Dzięki temu mogłem też dalej się rozwijać. Sam zostałem ojcem i współzałożycielem działającego w Warszawie Kiki House of Sarmata, a niedawno również członkiem nowego międzynarodowego domu House of Elle.
Przygotowując się do występów, czerpię inspirację od performerek vogue femme – Sinii B. Alaii, Ashley Icon i Yolandy – transpłciowych kobiet, które przetarły szlaki wielu tancerzom i tancerkom. Sam również zacząłem się wyrażać w tej kategorii – czynić mój ruch bardziej sensualnym, tańczyć na obcasach. Zaakceptowałem w sobie to, co kobiece. Czuję, że mogę pomieścić w sobie energię obu płci. To daje mi teraz największą pewność siebie. Coraz śmielej próbuję też dragu.
Voguing jest dla mnie formą protestu przeciwko temu, co heteronormatywne, zastałe i nieskore do zmiany. Ostatnio przekonałem się również, że protest może wyrażać się nie tylko w kwestiach związanych z rozumieniem płci. Na przełomie lutego i marca tego roku brałem udział w Assembly w nowojorskiej Park Avenue Armory – trwającym ponad dwa tygodnie wydarzeniu poświęconym kulturze ballroomu pod kuratelą interdyscyplinarnego artysty Rashaada Newsome’a. Zostałem wybrany do udziału w performansie, który został wzbogacony o elementy hopaku, ukraińskiego tańca ludowego.
Wraz z putinowską inwazją 24 lutego to, co z początku wydawało się jedynie eksperymentem, przerodziło się w polityczny statement. Mimo smutku i strachu czułem, że muszę wystąpić. Pomalowałem twarz w kolory flagi mojego kraju i zatańczyłem. Byłem dumny, że w ten sposób mogę reprezentować Ukrainę i jej kulturę. Zwrócić uwagę widowni na to, co się właśnie dzieje za oceanem. Wtedy również czułem, że taniec mnie ratuje.
Rozmawiał Mateusz Roesler
Rysunek Sonia Dubas