Wersja audio
Najistotniejszym elementem mojej apteczki jest pisanie. Bliskie jest mi podejście amerykańskiej pisarki Elizabeth Gilbert, która twierdzi, że nie trzeba wcale rezygnować z dotychczas wykonywanej pracy, aby pisać. A ja kocham wykładać i podobnie jak wielu innym osobom trudno mi wygospodarować kilka wolnych godzin w trakcie dnia, które mogłabym przeznaczyć na pisanie. Odkryłam jednak, że aby się kreatywnie realizować, nie muszę wcale ustawiać swojej codzienności na nowo. Wystarczy jeden mały rytuał.
Emilie Pine
(ur. 1977), irlandzka pisarka. Wykłada wiedzę o dramacie współczesnym na University College Dublin. Jest autorką wielu teksów naukowych i krytycznoliterackich. Jej zbiór esejów O tym się nie mówi został nagrodzony prestiżowymi The Butler Literary Award oraz An Post Irish Book of the Year. W 2023 roku nakładem Wydawnictwa Cyranka ukazała się w Polsce jej pierwsza powieść zatytułowana Ruth i Pen.
Zaraz po przebudzeniu nastawiam timer w smartfonie na dwadzieścia pięć minut, siadam przy biurku i piszę. Bez przerwy, dopóki nie usłyszę, że skończył mi się czas. Tak zaczynam każdy swój dzień. Piszę w kolorowych notesach, jak z czasów szkolnych. Są małe i giętkie. Bez problemu mieszczą się w torebce czy kieszeni płaszcza, dlatego rzadko rozstaję się z nimi na dłużej i czasem notuję coś w autobusie albo w przerwie od zajęć. Nie wracam później do tych zapisków – ważna jest dla mnie sama czynność przelewania myśli na papier i oddawania ich światu. W ten sposób pozbywam się tego, co mnie aktualnie uwiera, z czym nie potrafię poradzić sobie inaczej.
Bardzo długo wahałam się, czy to, co piszę, w ogóle ma sens. Te wątpliwości sprawiły, że przez wiele lat nie napisałam nic osobistego, zajmowała mnie jedynie praca akademicka. Dopiero choroba ojca pozwoliła mi wyrazić ból, który czułam, za pomocą tekstu i popchnęła mnie do stworzenia zbioru esejów O tym się nie mówi.
Inspirują mnie autorki, które eksperymentują z formą eseju – korzystają z niej zarówno po to, by opisać własne doświadczenia, jak i rzucić wyzwanie światu, w jakim przyszło im żyć – zakwestionować utrwalony porządek rzeczy. Cenię sobie szczególnie pisarstwo Meghan Daum, Joan Didion, Ariel Levy i Roxane Gay. Cieszę się, że ta szczególna tendencja do opisywania rzeczywistości w ostatnich latach zyskała również popularność w Irlandii.
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie książki: Constellations: Reflections From Life (Konstelacje: refleksje nad życiem) Sinéad Gleeson, A Ghost in the Throat (Duch w gardle) Doireann Ní Ghríofa i Corpsing: My Body & Other Horror Shows (Zwłoki: moje ciało i inne horrory) Sophie White, która niezwykle szczerze pisze o własnym alkoholizmie. Wczytując się w ich wyznania, czuję się odważniejsza i pragnę postawić sobie literacką poprzeczkę jeszcze wyżej.
Podobnie w muzyce skłaniam się ku artystkom, które nie hamują swoich emocji. Mam na Spotify playlistę, którą nazwałam Women with guitars (Kobiety z gitarami). Są tam kawałki Emmy Langford, Angie McMahon, PJ Harvey, Tori Amos, Fiony Apple i Kate Bush. Mam duży sentyment do utworu Pi z albumu Aerial tej ostatniej. Wiele lat temu podarował mi go mój partner, gdy zżerał mnie stres podczas pierwszego dnia w nowej pracy. Pomogło, dlatego pomyślałam, że byłoby wspaniale, gdyby piosenka stała się remedium także dla dwóch nastoletnich bohaterek mojej najnowszej powieści Ruth i Pen.
Z początku chciałam, by akcja książki (pierwotnie miałam zamiar zatytułować ją tak samo jak piosenkę Bush – Running up that hill) była zapisem roku z życia postaci. Koncepcję jednego dnia zaczerpnęłam oczywiście z Ulissesa Jamesa Joyce’a. Wierzę, że czasami wystarczy tylko tyle, by zmieniło się nasze życie. Jedno miłe słowo, pomocny gest lub rozmowa z kimś, kto rozumie, z czym się zmagamy – to właśnie daje nadzieję, pomaga przetrwać nawet największy kryzys i uwierzyć, że jednak jest się coś wartym. Dla mnie był to dzień, w którym mój wydawca zaproponował mi, by jeden esej zamienić w całą książkę. Wtedy na nowo odkryłam swój głos i polubiłam jego brzmienie.
Rozmawiał i przełożył Mateusz Roesler
Rysunek Sonia Dubas