
Rysunek Anna Głąbicka
Odkąd pamiętam, próbowałem zrozumieć świat przez pryzmat przedmiotów codziennego użytku. Gdy byłem dzieckiem, odkryłem korelację między symbolami znajdującymi się na pieniądzach a kształtowaniem się tożsamości narodowej. Porównując brytyjskie funty – opatrzone wizerunkiem królowej – z banknotami z komunistycznej Jugosławii, z której wyemigrowali moi rodzice, zacząłem zdawać sobie sprawę, że tożsamość nie jest czymś organicznym i uniwersalnym – jest wytwarzana i poddawana ciągłej obróbce. A największy (i nierzadko moralnie wątpliwy) sukces projektanta polega właśnie na nadaniu znaczenia czemuś totalnie bezwartościowemu, w tym przypadku niewielkiemu kawałkowi papieru. To znaczenie jest zaś potem utożsamiane z tym, co uznajemy za na wskroś brytyjskie, jugosłowiańskie czy polskie.
Moja długoletnia fascynacja dizajnem zaowocowała powstaniem książki Cult Objects: The Complete Guide to Having It All. Była to jednak dość naiwna próba ukazania przedmiotów jako symboli statusu. Dlatego ponad dwie dekady później, w ramach przeprosin, napisałem Język rzeczy. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?. Tym razem starałem się zajrzeć głębiej – zrozumieć dizajn i towarzyszące mu opowieści projektantów, którzy szczerze wierzą, że za sprawą przedmiotów uda im się uczynić świat lepszym miejscem. Dziś ta książka jest pewnego rodzaju znakiem czasu. Pisałem ją w momencie, gdy firma Apple zaprezentowała pierwszego iPhone’a – zanim jeszcze było wiadomo, jak drastycznie zmieni on nasze życie. Podejrzewam, że Steve Jobs i Jonathan Ive w najśmielszych snach nie przypuszczali, że kilkanaście lat poźniej stworzony przez nich smartfon stanie się narzędziem, które zapewni Trumpowi wygraną w wyborach prezydenckich.
Ostatnią moją książkę, The World of Analog: A Visual Guide, poświęciłem rzeczom, które pod koniec lat 70. – gdy zaczynałem pisać o architekturze i dizajnie – uznawano za nowości. Z biegiem czasu wiele z nich odeszło w zapomnienie i dziś zamiast w sklepie, prędzej znajdzie się je w muzeum. Jednym z takich przedmiotów jest maszyna do pisania. Swoją dostałem w prezencie od ojca, który przez lata używał jej jako dziennikarz (to on zaraził mnie również pasją do czytania książek). Choć nie korzystam z niej regularnie, ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną.
Mógłbym nazwać się przypadkowym kolekcjonerem. Mam w domu zdecydowanie za dużo krzeseł. Są one dla mnie przykładem miniaturowej architektury. Gdy pracuję, najczęściej siedzę na duńskim krześle projektu Hansa J. Wegnera. Na pierwszym piętrze stoi Eames Lounge Chair, podarunek od bliskiej mi osoby. Z kolei na poddaszu mam wykonany z odzyskanego siedzenia samochodowego fotel Rover – zaprojektowany przez Rona Arada. A na pamiątkę lat spędzonych w redakcji magazynu „Domus”, gdzie pełniłem funkcję redaktora naczelnego, otrzymałem krzesło Superleggera, które zaprojektował twórca czasopisma Gio Ponti. Kolekcjonuję też radioodbiorniki. Do moich ulubionych należą modele Brionvega i Bang & Olufsen z lat 60., a także projekty Dietera Ramsa, które tworzył dla firmy Braun.
Zygmunt Freud wiele pisał o negatywnych skutkach hazardu, ale dziwnym trafem pominął ciemną stronę kolekcjonerstwa – być może dlatego, że sam był niemal nałogowym zbieraczem. O ukrytych znaczeniach gromadzenia przedmiotów więcej dowiemy się z powieści Muzeum niewinności Orhana Pamuka. W świecie, który może zakończyć się z dnia na dzień, człowiek instynktownie szuka porządku, jakiegoś rodzaju kontroli, ale też czegoś, co pomoże mu odzyskać poczucie przynależności, co stanie się substytutem utraconych więzi lub choć na chwilę zatrzyma czas. Jest w tym coś pocieszającego.
Mówiąc to wszystko, wciąż jednak uważam, że żadna materialna rzecz nie jest nawet w minimalnym stopniu tak ważna jak ludzie. To rodzina stanowi prawdziwy fundament mojej apteczki. Ostatnie czego bym sobie życzył, to umrzeć samotnie w domu pełnym pięknych przedmiotów i kociej karmy.
Rozmawiał i przełożył Mateusz Roesler
Partnerem tekstu jest PPNT Gdynia | Centrum Designu Gdynia, organizator festiwalu Gdynia Design Days, który odbędzie się w dniach 24–29 czerwca 2025 roku.
