Współczesny psychiatra często spotyka się z wolą sensu w jej sfrustrowanej formie. Istnieje więc nie tylko frustracja seksualna, frustracja popędu seksualnego lub bardziej ogólnie woli przyjemności, ale także frustracja egzystencjalna, nazwana tak przez logoterapię, oznaczająca poczucie braku sensu własnej egzystencji. Dziś to poczucie bezsensu występuje częściej w etiologii chorób neurotycznych niż poczucie niższości.
Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Wykup prenumeratę lub dostęp online.
Współczesny człowiek cierpi nie tyle z powodu poczucia, że jest mniej wartościowy niż ktoś inny, ale raczej z powodu poczucia, że jego egzystencja nie ma sensu. To właśnie ta frustracja egzystencjalna jest co najmniej tak często patogenna, czyli jest przyczyną chorób psychicznych, jak frustracja seksualna, która jest tak bardzo o to oskarżana.
Egzystencjalnie sfrustrowany człowiek nie zna niczego, czym mógłby wypełnić swoją, jak to nazywam, egzystencjalną próżnię. Schopenhauer uważał, że ludzkość oscyluje między potrzebą a nudą. Cóż, dzisiaj nuda jest większym problemem dla nas neurologów, niż potrzeba, a tak zwana potrzeba seksualna nie powinna być z tego wykluczona, ale w to włączona. Tak, często widzimy, że za wieloma przypadkami frustracji seksualnej kryje się tak naprawdę frustracja woli sensu. Problem z libido seksualnym rozwija się dopiero w egzystencjalnej próżni. Cóż, nuda, jak wyraża to język, może być „śmiertelna”. Niektórzy autorzy twierdzą, że samobójstwa są ostatecznie spowodowane wewnętrzną pustką, która odpowiada frustracji egzystencjalnej.
Dziś wszystkie te pytania są szczególnie aktualne. Żyjemy w czasach, w których człowiek dysponuje coraz większą ilością wolnego czasu. Istnieje jednak nie tylko czas wolny od czegoś, ale także czas wolny na coś, jednak osoba egzystencjalnie sfrustrowana nie wie, czym go wypełnić.
Żyjemy w czasach, w których człowiek dysponuje coraz większą ilością wolnego czasu. Istnieje jednak nie tylko czas wolny od czegoś, ale także czas wolny na coś, jednak osoba egzystencjalnie sfrustrowana nie wie, czym go wypełnić.
Jeśli zadamy sobie pytanie o główne postaci kliniczne, w których pojawia się frustracja egzystencjalna, powinniśmy wspomnieć między innymi o opisanej przeze mnie nerwicy bezrobocia. W ten sposób należy również rozumieć kryzys emerytów będący aktualnym problemem współczesnej medycyny geriatrycznej. Można posunąć się aż do Hansa Hoffa, który wyjaśnia: „Możliwość nadania swojemu życiu sensu, w którym przyszłość jest również interesująca, może w wielu przypadkach zapobiec wystąpieniu psychoz starczych”.
Rozumiemy także mądrość płynącą ze słów Harveya Cushinga, największego neurochirurga wszech czasów, które Percival Bailey przytoczył w swoim przemówieniu wygłoszonym podczas 112. dorocznego spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego: „Jest tylko jeden sposób, aby przetrwać życie: zawsze mieć zadanie do wykonania”. Rzadko widywałem tak wiele książek piętrzących się na biurku, książek, które wciąż czekały na przeczytanie, jak ich stosy zgromadzone przez wiedeńskiego profesora psychiatrii 90-letniego Josefa Berze.
Tak jak kryzys emerytalny jest, by tak rzec, stałą, ciągłą nerwicą bezrobocia, istnieje również ulotna, okresowa nerwica bezrobocia. Mam tu na myśli nerwicę niedzielną, depresję dotykającą tych ludzi, którzy uświadamiają sobie pustkę swojego życia, gdy codzienna aktywność tygodniowa zostaje zawieszona w niedzielę i ogarnia ich egzystencjalna próżnia.
Przeczytaj też: Czego uczy nas druga połowa życia?
Zazwyczaj jednak frustracja egzystencjalna nie jest jawna, lecz ukryta. Próżnia egzystencjalna może również pozostać embrionalna, zamaskowana, a znamy różne maski, za którymi się ukrywa. Wystarczy przywołać chorobę menedżerów, którzy z powodu swojej manii pracy rzucają się w jej wir, przez co wola władzy, wraz z jej najbardziej prymitywnym i banalnym przejawem: „woli pieniądza”, wypiera wolę sensu!
Również w sferze psychologicznej, a nie tylko fizycznej istnieje horror vacui, strach przed pustką. Współczesny rozwój motoryzacji postrzegam jakopsychodynamiczną vis tergo, siłę od tyłu, zagłuszenia egzystencjalnej próżni hałasem silników i pędem prędkości. Przyspieszone tempo dzisiejszego życia uważam za daremną próbę samoleczenia egzystencjalnej frustracji. Im mniej bowiem człowiek wie o celu życia, tym bardziej przyspiesza tempo na swojej drodze przez życie. W tym sensie wiedeński artysta kabaretowy Helmut Qualtinger parodiuje półprzytomnego, szalonego motocyklistę w piosence: „Wprawdzie nie mam pojęcia, dokąd zmierzam, ale dotrę tam wcześniej”.
Taka ambicja może czasem służyć osiągnięciu jeszcze wyższych celów. Znam pacjenta, który jest najbardziej typowym przypadkiem choroby menedżerskiej, z jakim kiedykolwiek się spotkałem. Kiedy mężczyzna został zbadany, było oczywiste, że zapracowywał się na śmierć. Potem stało się jasne, dlaczego tak bardzo zaangażował się w swoją pracę i się przepracowywał. Był bardzo bogaty, miał nawet prywatny samolot, ale wyznał, że teraz robi wszystko, co w jego mocy, aby móc sobie pozwolić na samolot odrzutowy zamiast tego zwykłego.
Troska o sensowność ludzkiej egzystencji, powątpiewanie w nią, a nawet rozpacz z powodu jej rzekomej bezsensowności nie jest bynajmniej stanem chorobowym ani zjawiskiem patologicznym i musimy wystrzegać się takiego poglądu, zwłaszcza w obszarze klinicznym. Zatroskanie o sens własnej egzystencji odróżnia bowiem człowieka jako takiego, bo nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić zwierzęcia dotkniętego taką troską. Nie wolno nam sprowadzić tego, co ludzkie, a nawet najbardziej ludzkie w człowieku do słabości, choroby, symptomu, kompleksu itp.
Troska o sensowność ludzkiej egzystencji, powątpiewanie w nią, a nawet rozpacz z powodu jej rzekomej bezsensowności nie jest bynajmniej stanem chorobowym ani zjawiskiem patologicznym.
Wręcz przeciwnie: znam konkretny przypadek pacjenta, profesora uniwersytetu, który został skierowany do mojej kliniki z powodu zwątpienia dotyczącego sensu istnienia. W trakcie rozmowy okazało się, że właściwie znajdował się w endogennym stanie depresyjnym, nie psychogennym, czyli neurotycznym, ale somatogennym, czyli psychotycznym. Okazało się, że rozmyślał o sensie swojego życia nie podczas faz depresyjnych, jak można by przypuszczać. W tych okresach był raczej tak hipochondrycznie zaabsorbowany, że nie mógł myśleć o czymś takim. Tylko w okresach remisji doświadczał tych zwątpień! Innymi słowy, związek między cierpieniem psychicznym a chorobą psychiczną wręcz się wykluczał.
Przeczytaj też: Sens życia według Jacka Hołówki
Zarówno ta egzystencjalna frustracja, jak i frustracja woli sensu nie są bynajmniej czymś patologicznym. To samo odnosiłoby się przede wszystkim do samej woli sensu. To ludzkie wymaganie egzystencji w pełni wypełnionej sensem jest samo w sobie czymś tak mało patogennym, że może wręcz musi zostać uznane za czynnik terapeutyczny. Osiągnięcie tego, jest głównym celem logoterapii, jako terapii zorientowanej na logosie, czyli opartej na sensie i która przeorientowuje pacjenta! Przy czym nie chodzi tylko o to, aby zmobilizować wolę sensu, ale w pierwszej kolejności by ją obudzić zwłaszcza tam, gdzie była zaniedbana, nieświadoma lub wyparta.
Fragment pochodzi z książki Gdy życie zdaje się nie mieć sensu Viktora E. Frankla, która ukaże się 10 lipca nakładem Wydawnictwa PWN. Książkę można zamówić tutaj.