Wersja audio
Ciotka ma taką właściwość, że przychodzi. Nie pojawia się. Przychodzi. Nadciąga. Widać ją z daleka, zbliża się leniwie, powoli, razem z sobotnim popołudniem, które chcieliśmy spędzić sami i bez ciotki. Wyglądamy tego letniego popołudnia, kiedy już zmęczymy się odkładanymi na później obowiązkami, umyjemy talerze po obiedzie i usiądziemy wygodnie na kanapie, zdziwieni, że wciąż pamiętamy, jak się siada; wyglądamy go, jak wystawia głowę ponad linią lasu, plącze się jeszcze przez chwilę pod płotem jak bezdomne kocię, żeby dać się w końcu schwytać i posmakować w szklance zimnej wody, w wyczekiwanej książce, nad którą zamykają się nam oczy, w ukradzionej godzinie drzemki. A tu ciotka.
Umawialiśmy się wielokrotnie, że nie damy się podejść tak łatwo, że może powiemy wprost, szczerze, że jesteśmy zajęci naszym prywatnym lenistwem i żeby ciotka nadciągnęła innym razem.
Można by tak było zrobić, gdyby zechciała zapytać. Ale ciotka nie pyta. Nie dla niej grzecznościowe formułki o nieprzeszkadzaniu i jakzdrówku, nie zna się na small talkach, od razu wchodzi w wielką narrację.
Rodziną trzeba się zajmować i tyle. Bo ktoś tak powiedział. Nie wiadomo kto, ale ten ktoś należał do rodziny, to pewne. Ciotka też należy do rodziny i oczekuje, że będziemy się nią zajmować.
Nie sposób również ciotki przewidzieć. Kiedy się barykadujemy w domu, chowamy samochód do garażu, a sami siedzimy cicho i prawie nie oddychamy – wtedy akurat ciotka się do nas nie fatyguje. Nie ma jej i kropka. Nie bawi się w atak na ufortyfikowane …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Prozę w „Piśmie" w 2024 roku wspiera Miasto Gdynia, sponsor Nagrody Literackiej GDYNIA.