Wersja audio
Żyły były raz dwie dziewczynki, dwie koleżanki, Wiera i Maria. Obie jasne, niebieskookie, z włosami jak siano, mysie futerko. Jedna chodziła do cerkwi, druga do kościoła, nikomu to nie szkodziło, nikogo nie dziwiło. Jedna była odważna, druga mniej, ale to w przyjaźni nie wadzi. Razem w polu robiły, boso tańczyły w Kupalinkę, do rana. Zimą razem siedziały na piecu, przytulone, opowiadały sobie straszne historie, o diable Horodlaku, o utopcach studziennikach i o powrotnikach. Motając lalki motanki z gałganków, lalki wieduczki z gryką w brzuszku, z wrotyczem we włosach. W lalce Wierki wstążka Marii, w lalce Marysi Wiery wstążka, jak włos, jak los. Splecione, zamotane.
Później przyszła wojna, a z nią obcy w lesie. I to wszystko przez nich. Rozplotło się, rozmotało, przecięło. I już nie było jak dawniej, wszystko się spaliło razem z tamtą chałupą, życie i przyjaźń.
Za oknem szarówka, choć to już piąta. Wstawać trzeba. Maria z trudem dźwiga się na łóżku, podpiera łokciem. Wyciąga spod kołdry nogę jedną, potem drugą, pomagając sobie rękami, bo nogi po nocy zdrętwiałe, opuchnięte fioletowo, aż błyszczą. Wsuwa pokoślawione stopy w łapcie. Łojezu, wzdycha sobie, naśladując w tym matkę, łojezu. Pod podłogą myszy harcują, dawno już przyszły z pola, teraz w drewnie chrobocą, mydło przy kranie ogryzły.
Wszystko zjedzą, objedzą do kości, w końcu nawet i belki, podwalinę, dyktę ze ścian, aż samo próchno zostanie i złoży się chałupa jak domek z kart, rozwieje na cztery wiatry, razem z dymem z komina. Trzeba będzie z Krasiukiem ugadać się, żeby podwiózł do Mrówki, tam kupić trucizny, różowej, pachnącej. Rozsypać po kątach. Żal myszy, ale nie mysi to dom, tylko ludzki. I człowiek ma w nim pierwszeństwo.
Piec jeszcze ciepły, przykro spod pierzyny wychodzić, z izby, z chałupy. Tyle dobrego, że krowa już w oborze, bo wyjątkowo chłodny wrzesień. Zwykle do zimy w polu stoją, nawet nocą, ale od lasów wilki idą, dla Krasiuka już byka poszarpały. Nawet mało co ruszyły, ot tak, dla zabawy, przez bok, po nogach, ledwie gryznęły. A po nocach wyją. Prawie ludzkim głosem, przejmująco, jakby rozum własny miały, jakby jakąś historię chciały opowiedzieć.
Łajza szczeka, braciom odpowiada, choć nawet nie chce mu się z budy wyleźć, tak sobie półpyskiem dziamga na leżąco. Może przez sen? Może mu się śnią obcy na podwórku, skrzypnięcie furtki, cień pod ścianą obórki. Może po psiemu krzyczy, że przyszli, z …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
W „Piśmie” bierzemy odpowiedzialność za słowo.
Każdy tekst przed publikacją przechodzi wielostopniowy proces redakcji i fact-checkingu. To wymaga czasu i pracy całego zespołu. Dołącz do społeczności „Pisma”. Zamów pełen dostęp online do wszystkich treści za 8,99 zł miesięcznie. Istniejemy dzięki osobom takim jak Ty.
Przy odtwarzaniu realiów wojennych korzystałam z tekstu Barbary Engelking Powiat bielski z tomu Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski (Warszawa, 2018).
Prozę w „Piśmie” wspiera Miasto Gdynia, sponsor Nagrody Literackiej GDYNIA.