Wersja audio
Ten artykuł został opublikowany w wydaniu specjalnym „Wokół Podróży”. Pozostałe treści z numeru nie są dostępne w ramach standardowej prenumeraty miesięcznika, nie będą także publikowane na stronie magazynpismo.pl i w aplikacji. Możesz zamówić wiosenną edycję „Wokół Podróży” w trzech formatach: w druku, w wersji audio i na czytniki .
Pierwsza podróż Józefy Elżbiety Górskiej trwała kilka godzin, a ona miała niecałe trzy lata. Podróżowała na ramionach Zygmunta Górskiego, nauczyciela. – Silne ramiona taty dawały bezpieczne wsparcie, mróz szczypał w poliki. Może też szłam trochę na własnych nogach, ale tego nie pamiętam dokładnie – próbuje odtworzyć ten moment. Szli dwanaście kilometrów przez lasy i pola, które wcześniej wydawały się niedostępne i odległe małej dziewczynce. Uciekali z Międzyrzeca Podlaskiego do wsi Żerocin; druga wojna światowa trwała w najlepsze. Musieli się chronić przed okupantami. Dzikowska opowiada mi, że celem tej podróży był dom dziadka Józefa Górskiego. – Był dość zamożny, miał kilka hektarów. Pamiętam piękną gruszę, która rosła przed jego domem.
To na cześć dziadka dostała imię, którego nigdy nie będzie używała. – Na cześć dziadka i Piłsudskiego – śmieje się. – Józia to beznadziejne imię. Moi przyjaciele przypominają sobie o nim tylko raz do roku w moje imieniny. Od zawsze wszyscy wołali na mnie Elżbieta. Po prababce.
Zastanawia się, czy pierwsze podróże to nie były jednak wycieczki z wujkiem po okolicznych lasach. Razem chodzili na grzyby. Uwielbiała zapach lasu, szumiące drzewa, śpiew ptaków. – W tamtych czasach marzyłam, by w przyszłości zostać gajową.
Tata Elżbiety działał jako łącznik w Armii Krajowej. – Niemcy szukali go i przychodzili do nas do domu, często w nocy. Byłam mała, a oni stawali nade mną i świecili mi w oczy podczas przeszukiwania. Od tego czasu cierpię na bezsenność. Niestety, pewnego dnia ktoś tatę wydał. Tym razem przyszli i go zabrali. – Ojciec zniknął z domu, gdy Elżbieta miała sześć lat. Trafił do więzienia w zamku w Lublinie. Za pracę w podziemiu dostał karę śmierci. Matka z córką o tym nie wiedziały. Czekały, licząc, że wróci.
On sam 22 maja 1944 roku próbował uciec z pola minowego – wywoziło się tam więźniów przed wykonaniem wyroku, zmuszając ich do rozminowywania. Nie udało mu się, został rozstrzelany. O jego śmierci Elżbieta i jej mama dowiedziały się kilka tygodni później. Opowiadając po latach tę scenę Romanowi Warszewskiemu w książce Dzikowska. Pierwsza biografia legendarnej podróżniczki , mówiła o rozpaczy mamy i tym, jak nie mieściło jej się w głowie, że już nigdy nie zobaczy tatusia.
W wieku piętnastu lat, w 1952 roku, Elżbieta trafiła do tego samego zamku w Lublinie. Po wojnie wciąż służył za więzienie. – Wtrącono mnie tam za działanie w grupie opozycyjnej Związku Ewolucjonistów Wolności (ZEW) – opowiada mi. Grupa zajmowała się głównie roznoszeniem ulotek antykomunistycznych i pisaniem haseł na murach. Tym razem chodziło o większą rzecz. Elżbieta była najmłodsza w grupie …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Tekst ukazał się w wydaniu specjalnym „Wokół Podróży” (1/2024) pod tytułem Jednoosobowa niebieska strefa.