Wersja audio
Emmanuel Macron na samym początku odciął się od swoich poprzedników. W noc wyborczą socjalistyczni prezydenci, jak François Mitterrand i François Hollande, szli na spotkanie z „ludem Francji” na placu Bastylii – miejscu, które najlepiej symbolizuje bunt uciśnionych przeciwko panującym. Przywódcy z prawicy, jak Nicolas Sarkozy, woleli plac Zgody u progu Pól Elizejskich, miejsce chwały republiki.
[W związku z ogłoszeniem wyników wyborów we Francji, w których urzędujący prezydent pokonał w drugiej turze kandydatkę skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego, Marine Le Pen, przypominamy archiwalną sylwetkę Emmanuela Macrona z lipcowego numeru „Pisma” z 2018 roku.]
7 maja ubiegłego roku zwycięski Macron pojawił się niemal dokładnie między tymi dwoma placami, przed słynną piramidą na dziedzińcu Luwru. Miarowym krokiem, z utkwionym w dal spojrzeniem, szedł w kierunku swoich zwolenników przy dźwiękach Ody do radości , a nie Marsylianki . Przesłanie było jasne: zrodzony w wielkiej rewolucji podział sceny politycznej na prawicę i lewicę należy do przeszłości. Wąsko pojęta, narodowa tożsamość musi teraz zostać zastąpiona, a przynajmniej poszerzona, o nowy punkt odniesienia: Europę. Do zdumionych Francuzów zaczynało docierać, że oto wybrali przywódcę, który ma najambitniejszy program przebudowy ich kraju od czasów generała De Gaulle’a. – Wy, którzy zebraliście się dziś przy Luwrze, symbolizujecie zapał, entuzjazm, energię ludu Francji. Wybraliście odwagę i tą odwagą będę się teraz kierować – oświadczył Macron.
rok później francuski prezydent wciąż pozostaje dla wielu zagadką. Jedni uważają, że to tylko gracz, kolejny z długiej serii francuskich prezydentów, którzy, choć wygłaszają wspaniałe przemówienia, nie potrafią zmienić kraju i dopuszczają do zdystansowania go przez Niemcy. Inni twierdzą, że Macron nie tylko w słowach, ale przede wszystkim w czynach wyrasta na największego od lat prezydenta Francji. A w Europie może wkrótce zająć miejsce Angeli Merkel.
Jaka jest prawda?
– Prezydent sam określił kryteria, według których chce, aby w przyszłości oceniła go historia – mówił mi w grudniu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Laurent Bigorgne, wieloletni przyjaciel Emmanuela Macrona, dyrektor prestiżowego paryskiego Instytutu Montaigne, który opracował znaczną część programu wyborczego francuskiego przywódcy. – Ma wizję nie na jedną kadencję, tylko na dwie, na dziesięć lat – dodał. W tym czasie nowy prezydent chce postawić kraj na nogi, sprawić, …