Wersja audio
Na obiad było curry. Z kurczakiem, imbirem, warzywami. Przyszła prawie cała rodzina – mama, syn, żona, kilkoro znajomych. Jedliśmy przy dużym drewnianym stole, tuż przy otwartej kuchni.
W przytulnej restauracji w Krakowie, na końcu jednej z małych, słabo oświetlonych uliczek. Były rozmowy – o zwierzętach, o gatunkach piwa, o sporcie, o tym, co u kogo słychać. Było wino, a dla niepijących – kompot. Na deser ciasto.
Z kuchni co jakiś czas wyłaniał się autor popisowego dania, sprawdzić, czy wszyscy zjedli i czy smakowało. Dość wysoki, krągły, w czarnej koszulce i kolorowym czepku na głowie. Pod nosem długi, zakręcony wąs, na przedramieniu wytatuowana świnka Peppa. Profesor Mikołaj Spodaryk.
Na obiedzie znalazłam się przypadkowo. Zadzwoniłam do profesora, żeby zapytać, czy zgodzi się na wywiad.
– A o szesnastej co pani robi? – usłyszałam w odpowiedzi. – Zapraszam najpierw na curry, będę gotował w restauracji.
– O co chodzi z tym gotowaniem? – kilka dni później zapytałam profesora, pediatrę, autora ponad 120 prac naukowych i poradnika dla rodziców Wiem, co je moje dziecko , kierownika Oddziału Leczenia Żywieniowego w szpitalu dziecięcym w KrakowieProkocimiu.
– Miałem dwa największe marzenia. Pierwszym była kolejka Piko, taka składana, co ją w całym pokoju można rozstawić i jeździ. Jest ciuchcia, rozdzielnia, wagony towarowe, wszystko! Ojciec nigdy mi jej nie kupił, bo też był lekarzem i nie miał czasu na takie rzeczy. Obiecałem sobie, że kiedy ja będę miał dzieci, to im taką kupię i wspólnie będziemy się bawić. Synowie już dorośli, a ja dalej nie mam Piko. Zresztą już nie miałbym na to czasu.
To było pierwsze marzenie, niespełnione. Skoro tak, to drugie trzeba już było zrealizować. A marzyłem o gotowaniu z profesjonalistami. Mamy na Woli Justowskiej, gdzie mieszkam, zaprzyjaźnioną restaurację 27 Porcji. Kuchnia otwarta, pachnie pięknie. To dlaczego nie spełnić marzenia tam? Zapytałem właścicieli, Martę i Adriana, zgodzili się i gotujemy. Bałbym się tak lecieć daniami z karty, ale curry robię dobre. I byłem przez jeden wieczór szefem kuchni, kucharze mówili do mnie: „Szefie, a tę cebulę to w krążki, kosteczki czy piórka kroić?”. Mogłem ordynować: to w plasterki, a to w słupki. Dobre wyszło! Co więcej, nikt po nim nie umarł, więc jestem podwójnie dumny!
Profesor …