Wersja audio
Przyjeżdżaj do hotelu Plaza, natychmiast – takie wezwanie usłyszeli spędzeni do Nowego Jorku reporterzy od saudyjskich dyplomatów pewnego dnia pod koniec marca. Była ósma wieczorem i choć telefonujący ani słowem nie ujawnili, o co może chodzić – monarsze się nie odmawia. Po dotarciu na miejsce tłum reporterów z najważniejszych za Atlantykiem redakcji przez trzy godziny wpatrywał się w sali konferencyjnej w dwa pozłacane stoliki, za którymi ustawiono flagę Królestwa Arabii Saudyjskiej. Wpatrywał się z podłogi, bo krzeseł dla publiczności nie przewidziano.
Wreszcie do sali wkroczył Muhammad Ibn Salman Ibn Suʼud – następca tronu Arabii Saudyjskiej – w towarzystwie Masayoshiego Sona, prezesa SoftBanku. Obaj mężczyźni bez słowa usiedli za stolikami i zaczęli podpisywać przyniesione im dokumenty. Po wszystkim wstali, wyszczerzyli do siebie zęby w szerokich uśmiechach i ogłosili, że właśnie „dokonali olbrzymiego kroku w historii ludzkości”. Po czym o głowę wyższy od Japończyka książę, nie czekając na pytania, wyszedł z sali.
Być może Son do ostatniej chwili nie dowierzał, że to się rzeczywiście stanie, bo potrzebował kilku dłuższych oddechów, żeby cokolwiek wyjaśnić zmęczonym i poirytowanym już dziennikarzom. A byli właśnie świadkami zawarcia transakcji na dwieście miliardów dolarów (niemal dwuletni budżet Polski). Za tę sumę na saudyjskiej pustyni ma powstać największa na świecie elektrownia solarna. Docelowo będzie ona produkować dwieście gigawatów energii, dla porównania – w całych Stanach Zjednoczonych, gdy zliczy się obiekty działające, w trakcie budowy lub w planach, wyjdzie w sumie siedemdziesiąt gigawatów.
Spotkanie było symptomatyczne dla całej wizyty Muhammada Ibn Salmana w USA. Dzika jazda – tak charakteryzowane było całe pierwsze tournée szykującego się do przejęcia władzy księcia. MBS, jak skrótowo opisują go rodacy i w ślad za nimi światowe media, ruszył w drogę na początku marca, zaliczając na początek Egipt, Francję i Wielką Brytanię, by na koniec – na całe trzy tygodnie – zjechać do Stanów Zjednoczonych. „Z punktu widzenia public relations doczekał się tu powitania w …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Tekst ukazał się w październikowym wydaniu miesięcznika "Pismo. Magazyn opinii" (10/2018) pod tytułem "Narwany".