Wersja audio
Regularnie oglądam to zdjęcie. Pojawia się zawsze w mediach społecznościowych 14 listopada, w Światowy Dzień Cukrzycy. Zrobiono je prawdopodobnie w 1922 roku. Na szpitalnym łóżku leży chłopiec w stanie śpiączki wywołanej kwasicą ketonową – najczęstszym powikłaniem cukrzycy. Chcę myśleć, że tym, który wciąga łóżko do windy, jest Charles Best, student medycyny na Uniwersytecie w Toronto i asystent doktora Fredericka Bantinga. W tym czasie obaj pracują nad hormonem wytwarzanym w zwierzęcej trzustce. W końcu odkrywają, że hormon ten – insulina – może mieć wpływ na kwasicę ketonową i poziom cukru u dzieci, którym przestała działać trzustka. Pamiętnego 11 stycznia 1922 roku Banting i Best po raz pierwszy wstrzykują insulinę dzieciom pogrążonym w śpiączce na oddziale szpitala w Toronto. I te dzieci, jedno po drugim, zaczynają otwierać oczy. Pierwszym obudzonym pacjentem jest czternastoletni Leonard Thompson. Ten moment nazwano w historii medycyny cudem. W 1923 roku Banting otrzymał za swoje odkrycie Nagrodę Nobla. Młody Leonard żył jeszcze trzynaście lat. Dziś dzieci z cukrzycą typu 1 po prostu żyją, choć nie jest im łatwo.
Nie ma miejsca na spontaniczność
Trzynastoletni Hugo (cztery lata z cukrzycą) zaczyna dzień od nakłucia palca, by zmierzyć poziom cukru we krwi. Potem je śniadanie, do którego musi podać sobie odpowiednią dawkę insuliny. Wstukuje wymierzoną w zależności od ilości węglowodanów, które będzie jadł, wartość na podpiętej do ciała pompie insulinowej. Taka pompa, przyczepiona drenem do ciała za pomocą wkłucia, wygląda jak stara komórka Nokii: mała, ciężka, z kilkoma przyciskami. Ale to wystarczy, by ustawić odpowiednią dawkę insuliny i podać ją jednym kliknięciem, bez konieczności robienia sobie bolesnego zastrzyku. W szkole Hugo podaje sobie insulinę w porozumieniu z tatą, który do niego dzwoni, ilekroć chłopiec je posiłek. Po obiedzie wraca domu, ale już o 18:00 ma trening piłki nożnej, przed którym musi zjeść kolejny posiłek, aby zabezpieczyć się przed ewentualnym spadkiem cukru w czasie wysiłku fizycznego. W cukrzycy nie ma miejsca na spontaniczność, jedzenie musi być dopasowane do aktywności, a ilość insuliny – do posiłku i ćwiczeń.
– Jeśli wszystko jest w porządku, cukry w normie, czyli między 80 a 180 mg/dL [miligram na decylitr, jednostka stężenia cukru we krwi – przyp. red.], jedziemy na trening. Gdy cukier jest zbyt niski, Hugo po prostu zjada więcej albo pije sok, który szybko podnosi cukier – opowiada Grzegorz, tata Hugona, który towarzyszy synowi w jego licznych treningach i wyjazdach piłkarskich. – Przed wejściem na boisko odpinamy pompę, więc w trakcie treningu insulina nie jest podawana. Podczas wysiłku mierzymy jeszcze cukier glukometrem [urządzeniem do mierzenia poziomu cukru we krwi z palca – przyp. red.]. Przyczepiony na stałe do ciała sensor, choć pokazuje poziom cukru, nie zawsze robi to dokładnie, zwłaszcza przy gwałtownych spadkach i wzrostach poziomu glikemii [stężenia glukozy we krwi – przyp. red.]. A niski poziom cukru łatwo pomylić ze zmęczeniem. Po treningu od razu wpinamy pompę i jeśli poziom cukru rośnie – a synowi zwykle rośnie po wysiłku – to podajemy tak zwaną korektę, czyli dawkę insuliny niepowiązaną z posiłkiem. W nocy też sprawdzamy poziom cukru, a jeśli spada (a czasem spada, gdy wysiłek tego dnia okazał się większy), budzę Hugona i podaję mu coś słodkiego. Kontrola nocna jest ważna, bo podczas snu dziecko nie czuje spadku poziomu cukru. Dziś w nocy Hugo miał spadek o północy, więc napił się soku i zmniejszyliśmy podawane przez pompę dawki insuliny bazowej. Cukier utrzymał się do rana na idealnym poziomie około 100 mg/dL.
– A czasem jest tak, że syn ma wysoki cukier, bo błędnie oszacujemy …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Artykuł ukazał się w listopadowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (11/2021) pod tytułem Słodko, gorzko.