Wersja audio
Ranek. Monika szykuje się do pracy. Idzie do łazienki i już z niej nie wychodzi. Boi się. Że ludzie będą patrzeć i myśleć: gruba, brzydka, głupia, źle ubrana. Że na pewno sobie nie poradzi na spotkaniu w pracy, że się nie dogada. Przyjaciele mówią: „Nie ma czego”, „Daj spokój”, „Ogarnij się”.
– To najgorsze, co można usłyszeć. Czasem nie wiem, czego się boję. Wymiotuję, czuję ścisk w żołądku. Tu mnie dusi – pokazuje okolice mostka. – Terapeutka mówi, że ludzie patrzą, bo mam fajną fryzurę, porwane dżinsy. Ja na to: „Nie, to na pewno dlatego, że jestem gruba”. Mam ten lęk w głowie przez cały czas. Że coś jest ze mną nie tak. Że każdy na mnie patrzy.
Monika ma trzydzieści trzy lata, jasne loki i kobiece kształty. Sama wychowuje pięcioletniego synka. Od dwóch dekad zmaga się z fobią społeczną, lękiem uogólnionym (stanami napięcia i niepokoju, nieadekwatnie intensywnymi w stosunku do sytuacji) oraz chorobą dwubiegunową, w której naprzemiennie występują okresy depresji i manii, czyli nienaturalnie podwyższonego nastroju.
Siedzimy w ciemnym, pustym kącie knajpki na warszawskiej Pradze. Z głośnika leci muzyka ludowa. Drąc na strzępy papierowe serwetki, Monika próbuje mi objaśnić swoje lęki. Zanim się spotkamy, uspokaja: – Przyjdę na pewno. Jeśli się umawiam, to dotrzymuję słowa. Ale na początku mogę uciekać wzrokiem.
Zaczęło się w gimnazjum. Była niezła w siatkówkę, ale podczas jednego meczu poczuła, że wszyscy na nią patrzą. „Nie nadaję się” – stwierdziła. Zrezygnowała.
Nienawidziła chodzić do tablicy. Wyrwana do odpowiedzi nie była w stanie nic z siebie wydusić, mimo że znała odpowiedź. Gdy wiedziała, że będzie odpytywanie – uciekała z lekcji.
Pomagała sobie alkoholem i innymi używkami. Gdy miała czternaście lat, przyszła do domu po wypaleniu skręta. Matka z ojcem oglądali Klan . „Jestem uzależniona, palę marihuanę”. Rodzice: „Aha”. Oglądali dalej. Alkohol odstawiła, gdy zaszła w ciążę.
Dziś, po trzyletniej terapii, stara się mierzyć ze swoim lękiem. Robi to dla syna. Chce, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo. Choć był czas, że siedzieli razem w domu. Nie była w stanie iść z nim na plac zabaw. – Bo wszyscy patrzą i oceniają.
Wyjście do restauracji czy sklepu z ciuchami to jak zdobywanie Himalajów, wyjaśnia.
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w styczniowym numerze miesięcznika "Pismo. Magazyn opinii" (01/2020) pod tytułem Lęk przed innymi.