Wersja audio
Teraz, w połowie pierwszej, noce zaczynają już odchodzić na południe, skąd za kilka tygodni nadlecą śpiewające ptaki, ale lód nadal ma metr grubości i kruszy się tylko przy brzegu.
– Pierwszy raz w życiu mam na sobie takie ubrania. – Sika siedzi na odkopanej ze śniegu ławce i macha nogami w butach ze skóry niedźwiedzia polarnego. – U nas nikt takich nie nosi, bo jest za ciepło i chlapa na ulicach. – Jaskrawe światło daje przez chwilę złudne poczucie ciepła, więc dziewczyna rozpina anorak z foczej skóry i zdejmuje kaptur obszyty wilkiem.
Ławka stoi w Uummannaq, na wyspie o powierzchni dwunastu kilometrów kwadratowych u zachodnich wybrzeży Grenlandii. W niedzielne przedpołudnie ciszę przerywa tu tylko wycie psów i pomruki zamarzniętego morza.
Mokre chce się wytopić po miesiącach bezruchu. Psy uwolnić z łańcuchów wbitych w lód.
Uummannaq po grenlandzku oznacza miejsce, gdzie leży serce, od skały o tym kształcie, która wznosi się nad wyspą, nazwę więc zduńszczono do Umanak.
Sika ma dziewiętnaście lat i mocne, arktyczne korzenie. Wychowała się w Nuuk, stolicy Grenlandii, i w środkowej Norwegii. Jej dziadek był znanym pastorem i rektorem grenlandzkiego uniwersytetu, matka jest lekarką. Ojciec osierocił ją, gdy miała kilka lat, więc trzy młodsze siostry są do niej tylko trochę podobne. Po skończeniu gimnazjum chciała dorosnąć, zatrudniła się więc w Uummannaq w najstarszym domu dziecka w Grenlandii.
Mieszkamy i pracujemy razem.
– Dopiero tu pierwszy raz przeżywam wiele rzeczy związanych z moją kulturą, których nie mam szans doświadczyć w Nuuk. Uczę się polować, jeżdżę psim zaprzęgiem i mówię tylko po grenlandzku. W stolicy żyjemy podobnie jak w Danii. No, może poza tym, że teren jest pofałdowany i w samym centrum mieszkamy w blokach.
Nuuk jest pełne sprzeczności. Nazwy instytucji są tam dwujęzyczne, miasto ma starą część z zabudową duńską, betonowe bloki w centrum i wille na obrzeżach. Można tu kupić i …