Wersja audio
Billy Wilder wiedział, że jego następny film będzie niebezpieczny niczym wiązka dynamitu, zadbał zatem, żeby jak najdłużej utrzymać temat w tajemnicy przed prasą branżową, przed Hollywood, a zwłaszcza przed Barneyem Balabanem, szefem wytwórni, w której miał kontrakt. Każdego wieczoru gdy Wilder i jego współscenarzysta Charles Brackett kończyli pracę, sekretarka wkładała wszystko, co napisali, do żelaznej szuflady zamykanej na klucz.
W czwartki Brackett musiał relacjonować postępy przełożonym, więc Wilder przygotowywał mu notatki, z których wynikało, że szykują film pod tytułem Puszka fasoli . Brzmiało to niewinnie – i było kompletną lipą. Tak naprawdę pisali scenariusz Bulwaru Zachodzącego Słońca .
Prawdziwy tytuł pojawił się dopiero w sześćdziesięciojednostronicowym dokumencie przedłożonym szefostwu 21 grudnia 1948 roku i opatrzonym nagłówkiem: Nie rozpowszechniać! „Oto pierwszy akt Bulwaru Zachodzącego Słońca . Ze względu na szczególny charakter tego projektu zwracamy się do wszystkich naszych współpracowników, aby zachowali go w najściślejszej tajemnicy”.
Wilder i Brackett mogli sobie pozwolić na takie łobuzerskie zagrywki dzięki sukcesowi Straconego weekendu z 1945 roku, który zdobył cztery Oscary, między innymi za najlepszy film i reżyserię. Cesarski walc i Sprawa zagraniczna , oba z 1948 roku, dodatkowo umocniły ich pozycję w wytwórni Paramount, gdzie obaj panowie uchodzili teraz za królów błyskotliwej, nieco cynicznej rozrywki.
Sprawa zagraniczna zawierała żarty na temat amerykańskich władz okupacyjnych w Niemczech, przez co została skrytykowana w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Bulwar Zachodzącego Słońca miał być jeszcze odważniejszy: scenarzyści chcieli w bezkompromisowy sposób pokazać, jak branża filmowa pożera ludzi, wyciska z nich wszystko, a na koniec porzuca, skazując ich na rozpacz i szaleństwo.
Sławne aktorki były najpotężniejszymi kobietami w Hollywood, ale płaciły za to ogromną cenę. Należało spełniać określone warunki. Gwiazda musiała być ładna, bardzo szczupła i – z nielicznymi wyjątkami – biała.
Wilder i Brackett rozmawiali o tym przez pięć lat, aż wreszcie w połowie 1948 roku wzięli się do pracy razem z trzecim scenarzystą D.M. Marshmanem juniorem. Pomału układali fabułę o młodym, tonącym w długach scenarzyście i jego przypadkowym spotkaniu z Normą Desmond, zapomnianą „królową” kina niemego, która żyje w świecie własnych złudzeń i mówi o sobie: „Jestem największą ze wszystkich gwiazd!”. Jej szaleństwo nieprzypadkowo wywoływało skojarzenia z prawdziwymi losami aktorek Clary Bow i Mae Murray, w …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Fragment pochodzi z książki Michaela Schulmana Oscarowe wojny. Historia Hollywood pisana złotem, potem i łzami, która w przekładzie Jana Dzierzgowskiego ukaże się 28 lutego 2024 roku nakładem wydawnictwa Marginesy.
Tekst ukazał się w lutowym numerze miesięcznika (02/2024) pod tytułem Największa ze wszystkich gwiazd.