Wersja audio
Abir była na oko kilkanaście lat ode mnie młodsza. Nosiła skromny hidżab: długi, dość luźny, sięgający kolan płaszczyk, spod którego wystawały dżinsy i adidasy, a na głowie zwykłą, ciemną chustkę z jakiegoś sztucznego materiału.
Poznał nas ze sobą Amin, jeszcze na peronie w Blidzie [dziś to Al-Bulajda, ale arabska nazwa istnieje tylko na oficjalnych mapach, wszyscy nadal używają francuskiej – przyp. L.W.]. Po prostu podszedł do niej i zapytał, czy zaopiekuje się mną w pociągu. Wcale go o to nie prosiłam. To była zwykła kolejka podmiejska do Algieru, od którego dzieliło nas niecałe pięćdziesiąt kilometrów – mniej niż godzina jazdy. Byłam zachwycona, że wreszcie spędzę kilka godzin sama, i nie potrzebowałam pomocy. Wcześniej, jak tylko mówiłam, że chcę się gdzieś ruszyć, rodzice Amina natychmiast oferowali, że mnie tam zawiozą. Nawet teraz wysłali go, żeby odprowadził mnie na stację – mimo że wcześniej dokładnie przeanalizowaliśmy drogę na moim smartfonie i zapewniałam ich, że trafię sama. Nie wiem, czy znalezienie mi opiekunki było własną inicjatywą Amina, czy zrobił to, bo tak zasugerowała mu mama.
W każdym razie teraz stałyśmy z Abir i głupio się do siebie uśmiechałyśmy. Tematy skończyły się nam mniej więcej na trzecim przystanku. Dowiedziałam się, że pracuje w szkole. Weekend spędziła u dziadków w Blidzie, ale mieszka z rodzicami w Algierze. Poważniejszej rozmowy nie było co zaczynać, obie wiedziałyśmy, że za czterdzieści minut wysiądziemy i nigdy więcej się już nie spotkamy. W końcu, po chwili kłopotliwego milczenia, Abir wyciągnęła z kieszeni telefon, podała mi jedną słuchawkę i zaczęłyśmy słuchać muzyki z jej prywatnej playlisty.
Po paru taktach rozpoznałam przebój Soolkinga Guérilla . To największy hit sezonu. Mimo że byłam w Algierii dopiero czwarty dzień, zdążyłam już usłyszeć tę piosenkę kilka razy. Zaczyna się od tego, że wszyscy Afrykańczycy zawsze są uznawani za winnych, a w refrenie ma zdanie „Zawsze będę cię kochał, moja Algierio”.
Soolking …