Lista przedmiotów, których rolę odgrywają dziś smartfony, jest długa. Co więcej, także inne, wcześniej znane urządzenia w momencie integracji z telefonem zmieniają swój status – czym innym jest przecież spacer, na który specjalnie zabieramy aparat fotograficzny, a czym innym sytuacja, kiedy go mamy nieustannie w kieszeni. Zdjęcie bywa wtedy rodzajem notatki (pstryk, ogłoszenie o wynajmie mieszkania z ulicznego słupa), którą dodatkowo można w ciągu sekundy wysłać do kogoś innego („może Cię zainteresuje?”).
W tym tekście nie będziemy jednak dowodzić, że smartfony wyłącznie zmieniają sposoby realizowania odwiecznych ludzkich potrzeb. Chcemy raczej skupić się na tym, co urządzenia te ukrywają. Są nieodłącznymi towarzyszami, manifestacjami naszych zainteresowań i społecznych kontaktów. Ale nie zawsze sprawujemy nad nimi pełną kontrolę. Są połączenia, których trudno nie odebrać. Są też powiązania słabiej widoczne. Nasze smartfony nie są autonomiczne. Telefon jest dziś przede wszystkim terminalem, interfejsem do użycia urządzeń dla nas niewidocznych.
Przyglądając się telefonom, wkraczaliśmy z butami w życie badanych, dotykając często kwestii najbardziej prywatnych. Okazało się, że nasze aparaty bywają świadkami zdrad, przemocy, nielegalnych praktyk czy też rzeczy, które – mimo braku sensacyjnego wymiaru – nie są czymś, o czym chcemy opowiadać światu pod nazwiskiem. Dlatego pracowaliśmy, korzystając z person – fikcyjnych postaci zbudowanych na podstawie danych z wywiadów, ale niebędących jeden do jednego konkretnymi osobami.
Wszystkie opisane tu praktyki i sytuacje zebraliśmy podczas badań terenowych. Żadna z historii nie jest historią telefonu jednej osoby – to amalgamaty praktyk różnych osób, układających się w podobne wiązki doświadczeń.
Smartfon ekonomiczny
Telefon Wojtka jest prawie nowy i widać, że nie był tani – ma duży ekran i trzy obiektywy. Ma też zaawansowane „inteligentne” funkcje, a co istotne dla jego właściciela, młodego informatyka pracującego z domu, to nie tylko udany model, ale też okazyjny zakup. W jego znalezieniu pomógł wcześniejszy aparat.
Telefon może usprawniać ważne obszary naszego funkcjonowania, a dla Wojtka, choć pieniędzy mu nie brakuje, ważne jest oszczędzanie. Nie chodzi mu nawet o gromadzenie środków, po prostu nie lubi mieć poczucia, że przepłacił albo wyrzucił pieniądze w błoto. Wcześniej w wolnych chwilach albo w przerwach w pracy Wojtek oglądał filmiki na YouTubie. Teraz włącza aplikację Pepper i tropi promocje.
Informacje o okazjach czy kuponach rabatowych wrzucają do Peppera zarówno prywatne osoby, jak i same firmy. Tożsamość świadomego konsumenta nakazuje jednak Wojtkowi ufać głównie tym pierwszym. Sam też stara się być aktywnym członkiem społeczności: jeśli w sklepie wypatrzy szczególnie atrakcyjną obniżkę, zawsze pojawia się w jego głowie myśl, żeby zrobić zdjęcie i szybko zamieścić online. Przeważnie jednak jest po tej drugiej stronie łańcucha wsparcia. Godziny przeglądania propozycji zamieszczonych przez innych użytkowników aplikacji w jego przypadku zaowocowały już kilkoma większymi zakupami, głównie elektroniki (w tym telefonu), ale też sprzętu sportowego, a nawet promocyjnego biletu lotniczego (promocje na loty śledzi też w innych serwisach). Przekrój ofert (określanych jako „gorące” albo „najgorętsze”) jest szeroki. Ale Wojtka nie interesują obniżki w sklepach spożywczych. Ma też świadomość, że z Peppera raczej nie korzystają emeryci szukający tańszych o kilka złotych zakupów – choć może ktoś z „pepperaków” daje znać babci o takich promocjach?

Czasem, stosunkowo rzadko, zdarza się wyjątkowa gratka – błędy cenowe. Budzą one kontrowersje wśród użytkowników, którzy w komentarzach spierają się o granice między sprytem a oszustwem. Poczucie wspólnoty wystawiane jest wtedy na próbę także w inny sposób – standardem są apele, by wyjątkowo tani produkt kupować w detalu, a nie w hurcie, by nie zwrócić uwagi sprzedawcy na ewidentną pomyłkę, przez którą towar jest zbywany za kilka procent swojej wartości. Błędy cenowe są atrakcją, tematem miejskich legend – rzadziej faktycznie zrealizowanym zakupem (owszem, Wojtek kiedyś zdążył zamówić komputer za ułamek jego wartości, informacja pojawiła się w nocy i sprzedawca dość długo nie korygował ceny – ostatecznie jednak transakcję anulowano i pozostało po niej tylko wspomnienie w postaci kilkudniowej blokady środków na koncie).
Cyfrowa zaradność to nie tylko używanie aplikacji z okazjami czy porównywarki cen. To także studiowanie recenzji produktów i udział w dyskusjach o tym, kiedy faktycznie warto zapłacić więcej, a kiedy wyższa cena to tylko kwestia naklejki na rowerze; który telefon jest naprawdę dobry, a gdzie pozytywne recenzje produkują boty.
Cyfrowa zaradność to nie tylko używanie aplikacji z okazjami czy porównywarki cen. To także studiowanie recenzji produktów i udział w dyskusjach o tym, kiedy faktycznie warto zapłacić więcej, a kiedy wyższa cena to tylko kwestia naklejki na rowerze; który telefon jest naprawdę dobry, a gdzie pozytywne recenzje produkują boty.
Czasem cyfrowe spotyka się z analogowym. To wtedy padają przy kasie pytania o aplikację Żabki albo używana jest aplikacja automatycznie konwertująca waluty przy płaceniu na wycieczce zagranicznej. To na styku tych dwóch …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. W ramach dostępu online możesz posłuchać także nowego audioserialu „Pisma”, w którym Mirosław Wlekły demaskuje teorie spiskowe.
Studium ukazało się we wrześniowym numerze (09/2025) „Pisma” pod tytułem Przygody ośmiu smartfonów.
Tekst został oparty na badaniach z projektu finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki (grant 2019/33/B/HS2/02856).