Wersja audio
Chodź, pokażę ci coś. Trzeba tylko wejść po schodach. Ja pierwsza. A ty nie zapomnij zatrzasnąć furtki u góry, inaczej Kaszmir czmychnie nam między nogami. Zleci ze schodów i będzie. Kto to? Kot. Niewidomy i z padaczką.
No, jesteśmy. W tym pokoju trzymam sześć nimf. Moje ideały wśród papug. Nie trajkoczą bez przerwy jak faliste. Nie mają ich temperamentu małżeństwa z długoletnim stażem. Nimfy to tacy młodzi zakochani. Prawie bez kłótni, wielka miłość i przytulanie. Gdzie jedna, tam druga. Kruchutkie psychicznie.
Izabela Dłużyk
(ur. 1989), tłumaczka, doktorka nauk humanistycznych, dokumentalistka dźwiękowa, rejestratorka dźwięków natury. W 2023 roku znalazła się na liście stu najbardziej wpływowych kobiet świata BBC. Pracuje w Centrum Języków Obcych Uniwersytetu Gdańskiego.
Tylko moim trochę daleko do ideału. Większość przygarnęłam z facebookowych grup adopcyjnych dla ptaków. Głównie od pseudohodowców. Trzymają zwierzęta w wolierach na mrozie. Jak się nimi znudzą, grożą: „Jeśli nikt ich nie weźmie, otwieram klatkę i do widzenia”. Więc biorę.
Cytrynka! Jej gwizdu nie da się pomylić. Jeszcze łatwiej rozpoznać ją po nogach. A konkretnie – po ich braku. Brakuje jej też długich lotek u skrzydeł. Co zrobić, nie fruwa. Wciąż jednak niezła z niej gimnastyczka. Zahacza dziobem o poziome pręty z boku klatki i włazi prawie dwa metry w górę. Teraz siedzi na najniższych półkach.
Słyszysz? To już inny gwizd. Nieśmiały. W stylu: „Zaśpiewam, ale nie wiem, co z tego wyniknie”. Na bank Tuptuś. Największy śpiewak z całej szóstki. Całymi dniami eksperymentuje, co nowego można by jeszcze zagwizdać. Nogi ma, ale bez palców. Górne rewiry klatki należą do niego. Dziś jednak słyszę go nieco niżej, bo na drugim piętrze.
Oho, fuknięcia. Zaraz po nich niepewne pogwizdywanie. Wiadomo, Karmelek. Dwudziestoletni staruszek, już nie ta kondycja do latania. Przyjaźni się z Pierniczkiem. Czyszczą się nawzajem. Tylko Karmelek przesadza, bo wyrywa przyjacielowi pióra z głowy. Okupuje najwyższe żerdzie, prawda?
Z Misią jest prościej. Choroby przygważdżają ją do dna klatki. Zatarasowałam jej boczne ściany, inaczej wspięłaby się, spadła, połamała, a swoje już w życiu wycierpiała. Ma na koncie pięć złamań skrzydeł. Grozi jej amputacja jednego z nich. Nogi też ma połamane. Wezmę ją na ręce, na pewno chowa się w prawym rogu. Mam cię! Widzisz, jak oddycha całą sobą? To przez deformacje mostka i kręgosłupa. Skrzydło ma aż pod brodą. Cztery lata, tyle jej daję. Tak zniszczony organizm raczej nie wytrzyma dłużej.
A teraz sama zagwiżdżę. „Uuu-łi-uuu-łi-uuu-łi!” Nie odzywają się. Chyba się wstydzą. No wreszcie, Pierniczku! Trzy razy musiałam powtarzać, żebyś mi odpowiedział. Siedzi w połowie wysokości klatki, na bawełnianych linach. Nie ma piór na głowie. To sprawka Karmelka, który ogołocił mu czaszkę. Zostaje Kajtek. Nie da się go pomylić. Dawno temu złamał skrzydło, dlatego teraz nie lata. Właśnie skrzeczy z najniższej półki. Wyżej nie umie się wspiąć – w wyniku odmrożenia stracił palce. Jakim cudem poprawnie zlokalizowałam wszystkie papugi? Nie widzę. Ale wciąż słyszę.
Przywitałam się ze światem w 1989 roku. O trzynaście tygodni za szybko. Lekarze takich jak ja nazywają bardzo skrajnymi wcześniakami. Dlatego jak najdłużej przetrzymywali mnie w …