Wersja audio
Pewnego dnia podobno nawet się pobili – dziennikarze helsińskich tabloidów w budynku fińskiej skarbówki. Walczyli o dostęp do komputerów podczas tak zwanego Narodowego Dnia Zazdrości, przypadającego 1 listopada. Wtedy to, rokrocznie o godzinie ósmej rano, fińska administracja oficjalnie upublicznia dane podatkowe obywateli. Zazdrość w nazwie dnia to żartobliwe nawiązanie do jednej z emocji towarzyszących osobom, które chcą się dowiedzieć co nieco o tym, ile zarobili ich współobywatele.
Dostęp do informacji ma każdy, kto – no właśnie – dostanie się do odpowiedniego terminala w budynku. Dane można uzyskać również drogą telefoniczną lub mailową, ale bywa to trudne z tych samych przyczyn, z których u nas trudno umówić się do lekarza. Dziennikarze brukowców ustawiają się więc w kolejkach wiele godzin wcześniej, aby być pierwszymi informującymi o tym, która z celebrytek dorobiła się niezłej sumki, a który z gwiazdorów show-biznesu wpadł w finansowy dołek.
Jeśli chodzi o jawność płac czy też – mówiąc precyzyjniej – dochodów, fińskie tradycje sięgają XIX wieku. Niemniej wówczas dociekanie wysokości czyichś zarobków było znacznie trudniejsze niż obecnie. Aby się czegoś dowiedzieć, trzeba było spędzić godziny na wertowaniu kart opasłych tomów z aktami.
Jawność dochodów to jednak nie tylko bulwarowe plotki. W 2015 roku, dzięki dostępności danych podatkowych, fiński dziennikarz przyłapał kilku z tamtejszych bogatszych biznesmenów na transferze części swoich zasobów do Portugalii w celu uniknięcia ich opodatkowania. W następstwie fińskie władze renegocjowały porozumienie z tym państwem, dzięki czemu uszczelniono luki pozwalające na podobne procedery.
Czy potrafimy rozmawiać o pieniądzach?
Finlandia nie jest jednak jedynym krajem (choć jednym z niewielu), który szczyci się jawnością dochodów na takim poziomie. Inne państwa stosujące podobną politykę to choćby Norwegia, Szwecja czy Islandia. Nie jest ich wiele, ale o różnych formach jawności płac mówi się w debacie publicznej w Europie – w tym w Polsce – coraz więcej. Mało tego – niektóre firmy, także w naszym kraju, już wprowadziły jawność płac. Kwestia ta jest jednak znacznie bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Poza blaskami ma też swoje cienie, jak niemal każde zjawisko i każda regulacja w gospodarce.
Za napisanie tego tekstu dostanę dwa tysiące złotych brutto. A wy? Zdecydowalibyście się ujawnić, ile zarabiacie?
Za napisanie tego tekstu dostanę dwa tysiące złotych brutto. To jedna z najlepszych stawek za artykuł, jakie dziennikarz freelancer może otrzymać na polskim rynku. Przeczytacie ten tekst w nie więcej niż pół godziny do czterdziestu minut. Pracowałem nad nim około pięciu dni. A wy? Zdecydowalibyście się ujawnić, ile zarabiacie? Oczywiście w …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w marcowym numerze „Pisma” (3/2023) pod tytułem Płacowe porno.
Esej jest częścią cyklu Ekonomia 2.0.
Fundację Pismo, wydawcę magazynu „Pismo”, wspiera BWHS Wojciechowski Springer i Wspólnicy.