Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.


Czytaj i słuchaj bez ograniczeń. Zaloguj się lub skorzystaj z naszej oferty

Listy z cyfrowego roju

O odmowie suplementacji AI

rys. Sonia Dubas

Odbierając nagrodę za całokształt twórczości, podczas 37. gali American Cinematheque Award aktorka Helen Mirren publicznie podarła kartkę z przemową napisaną przez sztuczną inteligencję. Ten gest stawia pytanie o coś więcej niż tylko o konsekwencje wykorzystania AI w przemyśle filmowym, o którym w ostatnim czasie zrobiło się głośno przy okazji protestu scenarzystów i aktorów przeciwko zastępowaniu ludzi w produkcji filmowej wytworami sztucznej inteligencji. To pytanie o koszty delegowania na zewnątrz kolejnych kompetencji mozolnie zdobywanych przez człowieka w toku ewolucji. A także o to, jak długo społeczeństwa tresowane do coraz większej produktywności będą zainteresowane konsumowaniem wytworów „naturalnej inteligencji” – w nieunikniony sposób niedoskonałych i czasochłonnych w produkcji.


A gdyby tak w centrum rozwoju technologii postawić człowieka? „Listy z cyfrowego roju” to nowy cykl felietonów, które publikujemy tylko online. Magdalena Bigaj, medioznawczyni i twórczyni Fundacji Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, pyta o społeczne koszty postępu technologicznego. Ile za niego płaci homo sapiens digitalis? Dlaczego coraz gorzej znosimy smog informacyjny i tempo podkręcane przez nowe technologie? I jak higiena cyfrowa może nam pomóc w zachowaniu zdrowia fizycznego, psychicznego i społecznego? 


Notatki do tego tekstu zapisuję w estetycznym notesie, ciężkim niemieckim piórem, głęboko błękitnym atramentem. Wymyśliłam sobie takie sposoby, aby przechytrzyć mózg, który najchętniej notowałby w telefonie. Wiem co prawda, że pisanie odręczne pozytywnie wpływa na pamięć i kreatywność, co udowodnił między innymi zespół badawczy z Uniwersytetu w Tokio w pracy Paper Notebooks vs. Mobile Devices: Brain Activation Differences During Memory Retrieval (Notatniki papierowe a urządzenia mobilne: różnice w aktywacji mózgu podczas przypominania), ale nie jest to wystarczający motywator w obliczu szybkości i łatwości, jaką oferuje skonfigurowany z laptopem smartfon. Układ nagrody w naszym mózgu identyfikuje już często telefon ze źródłem przyjemności, więc aby ograniczyć nawykowe sięganie po ekran, proponuję swojemu mózgowi w zamian coś przyjemnego – materiały piśmiennicze. Oczywiście lepiej byłoby powiedzieć, że higienę cyfrową zachowuję siłą rozsądku i niezłomnej woli, ale będę z wami szczera: mój mózg „nie jest lepszy niż twój”. Nim również rządzi mechanizm podążania za tym, co zaspokaja jego potrzeby – w tym przypadku potrzeba szybkiego skończenia zadania polegającego na utrwaleniu myśli. Dlaczego więc notuję na kolanie w notatniku?

Czy ludziom naprawdę jest wszystko jedno, czy konsumują wytwór żywego ludzkiego umysłu, czy bajaderkę treści z internetu? Przecież nie ma prompta na charyzmę!

Bo przed chwilą przeczytałam na LinkedInie post Jowity Michalskiej, ekspertki z branży nowych technologii, o tworzącej się „klasie AI”, złożonej z ludzi, którzy wykorzystują w pracy sztuczną inteligencję do osiągania wyższej wydajności. „W ciągu najbliższych pięciu lat [klasa ta] zacznie być awansowana, nagradzana i wynagradzana w wyższym stopniu niż klasa niewykorzystująca AI” – czytam na głos i w emocjach opowiadam siedzącemu obok mężowi o konsekwencjach tego AI-owego klasizmu. „Łatwiej jest teraz być sceptykiem. Krytykowanie AI z dystansu sprawia, że wiele osób czuje się mądrych, bez dyskomfortu związanego z uczeniem się czegoś nowego lub podejmowaniem ryzyka” – pisze Michalska. A we mnie się gotuje. Czy ludziom naprawdę jest wszystko jedno, czy konsumują wytwór żywego ludzkiego umysłu, czy bajaderkę treści z internetu? Przecież nie ma prompta na charyzmę! „Ty byś chciała wszystkich wysłać do manufaktury, a ludzie może wolą masową produkcję” – kwituje Piotr.

Gdy przyszło z „Pisma” zaproszenie do napisania felietonu, od razu wiedziałam, o czym ten tekst będzie. Moja niezgoda na wpisanie się w nową „klasę AI” oznaczała jednak wysiłek ułożenia w spójną narrację wszystkiego, co wiem na temat plastyczności mózgu i wpływu nowych technologii na nasze kompetencje poznawcze, takie jak koncentracja, zapamiętywanie, synteza informacji czy wnioskowanie. A przecież zgodnie z radami Jowity Michalskiej mogłabym poprosić o plan tekstu ChatGPT. Zamiast przeczesywać własną pamięć i silić się na twórcze pomysły, mogłabym zlecić sztucznej inteligencji przekopywanie zasobów internetu, wyciągnięcie wniosków i przygotowanie argumentacji adekwatnej do stylu „Pisma”. Mogłabym zaledwie rozbudować ten szkielet, tak by powstał z niego spójny tekst, co nieco dopisać, okrasić żartem i gotowe.  Oto łatwy i przyjemny w produkcji, doskonały wyrób ludzkopodobny. Mogłabym, ale tego nie zrobię. Dlaczego?

Przeczytaj też: AI: bójmy się, ale umiarkowanie

Niemiecki neurobiolog i psychiatra, Manfred Spitzer, w swoich książkach Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci oraz Epidemia smartfonów nie pozostawia złudzeń co do konsekwencji używania nowych cyfrowych wynalazków. Zarzuca czytelnika wynikami badań, wskazującymi na destrukcyjny wpływ urządzeń ekranowych na nasze funkcjonowanie. Jedną z opisanych przez niego konsekwencji jest rodzaj „cyfrowej demencji”, czyli problemów z pamięcią i innymi umiejętnościami poznawczymi, takimi jak krytyczne myślenie, kreatywność czy planowanie. Według Spitzera w drugiej połowie XXI wieku czeka nas epidemia chorób otępiennych, wywołanych przemęczeniem informacyjnym i wyręczaniem się w myśleniu nowymi technologiami. Chociaż nie jestem fanką retoryki opartej na straszeniu, trudno ignorować kilka dekad badań nad wpływem ekranów na rozwój mózgu. Dlatego gdy czytam hiperentuzjastyczne nawoływania do wyręczania się sztuczną inteligencją w imię „jakości i produktywności”, w mojej głowie zapala się czerwona lampka i pojawia pytanie: za jaką cenę?

Uporządkowanie swoich myśli w formie tekstu sprawia trudności. Uproszczenia i barwne porównania, na które możemy sobie pozwolić w ustnej wypowiedzi, nie bronią się na piśmie. Spędzam kilka dni w króliczej norze tego tekstu, sprawdzam na własnej skórze legendy o wnikliwości redaktorów i dopiero po kilku rundach uwag i poprawek czytacie efekt końcowy. Kilkanaście godzin pisania, dwie tabliczki czekolady, jedna zarwana noc i zwątpienie, czy dam radę tak co miesiąc. Te trudne momenty, gdy nie możemy wpaść na jakieś rozwiązanie, są jednak dla naszego umysłu czymś niezastąpionym. Układając żmudnie narrację tekstu czy prezentacji, odpowiadamy sobie na wiele ważnych pytań. Kto jest moim odbiorcą? Jakim językiem do niego mówić? Jak najlepiej przedstawić mój tok myślenia? Mózg pracuje na najwyższych obrotach, analizując wszystko, czego się dotąd dowiedział, i w efekcie produkuje coś absolutnie unikatowego na podstawie stanu naszej wiedzy – składników, które w takich właśnie proporcjach niedostępne są nigdzie indziej na świecie. To niepodrabialna wartość zarówno dla czytelnika, poznającego dzięki temu perspektywę „innego”, jak i dla nas samych. Pisanie bez suplementacji AI to – wbrew temu, co zwyczajowo z suplementacją kojarzymy – najlepszy zastrzyk niezbędnych dla mózgu stymulatorów.

Pisanie bez suplementacji AI to – wbrew temu, co zwyczajowo z suplementacją kojarzymy – najlepszy zastrzyk niezbędnych dla mózgu stymulatorów.

Określenie „wysiłek umysłowy” nie wzięło się przecież znikąd. Nasz mózg wcale nie lubi intensywnego myślenia. Stan pracy głębokiej, czyli – jak definiuje to Cal Newport w książce Praca głęboka. Jak odnieść sukces w świecie, w którym ciągle coś nas rozprasza – czynności wykonywane w stanie koncentracji przy maksymalnym wykorzystaniu zdolności poznawczych, nie jest dla naszego mózgu czymś naturalnym. Koncentracja na jednej czynności to zagrożenie, że przeoczymy jakieś niebezpieczeństwo, nie wspominając o niezbędnym do jego podjęcia wydatku energetycznym. Rozumiem więc, dlaczego wizja suplementacji pracy umysłowej sztuczną inteligencją jest tak pociągająca. To przecież słodka obietnica nie tylko ograniczenia wysiłku, ale również kończenia zadań szybciej. A jak udowodniła w swoich badaniach (które opisała w książce Podstawy patopsychologii klinicznej) rosyjska naukowczyni Bluma Zeigarnik, mózg lepiej zapamiętuje zadania, w trakcie których pozostajemy w gotowości do ich zakończenia. A kończenie zadań daje nam poczucie bezpieczeństwa, czyli stanu, który zwiększa szansę na przeżycie. Dlatego rozwiązania AI, które pomagają kończyć zadania szybciej, stają się potencjalnymi źródłami przyjemności. Problem jednak w tym, że nasze życie nie zależy już od potencjalnego przeoczenia czyhającego w krzakach niebezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie – wraz z przyjściem nowych technologii zagrożenia kryją właśnie w tych mechanizmach, które niegdyś nas chroniły.

Przeczytaj też: Nowy język dla nowych technologii

Rozwiązania AI w naszej codziennej pracy umysłowej mogą być oczywiście także do pewnego stopnia antidotum na technostres, który Craig Brod już w 1984 roku zdefiniował jako współczesną chorobę adaptacyjną, polegającą na niemożności opracowania wszystkich docierających do nas informacji w zdrowy, a więc nieprzytłaczający dla psychiki sposób. Rozwiązania AI, pomagające selekcjonować treści w sposób bardziej zaawansowany niż wyszukiwarki, mogą nam przynieść wiele pożytku. Istnieje jednak pewna subtelna, a przy tym niezwykle istotna różnica pomiędzy używaniem technologii typu AI do wyszukiwania lub porządkowania informacji, a wyręczaniem się nimi w samodzielnym myśleniu, które przejawia się we wnioskowaniu, argumentacji  i tworzeniu na ich podstawie nowych, unikatowych wartości. To wspaniałe, że ChatGPT potrafi sprawnie znaleźć artykuły naukowe do tekstu, który piszemy. Ale jeśli zamiast je przeczytać będziemy poprzestawali na ich wygenerowanej przez AI syntezie, pozbawimy się treningu samodzielnego wyciągania wniosków. Wyobraźcie sobie, że zamiast obejrzeć wykład Brené Brown, poprzestaniemy na jej słynnym „bój się i rób”. Różnica w tym, jak to wpłynie na nasze myślenie, jest kolosalna! W wywodzie Brown nie chodzi przecież jedynie o wnioski, ale w dużej mierze o drogę dojścia do nich. A bez zrozumienia tej drogi sami pozbawimy się umiejętności wyciągania samodzielnych wniosków.

Im częściej będziemy wyręczali swój umysł w czytaniu długich tekstów i wyciąganiu z nich wniosków, tym bardziej będziemy zatracać te umiejętności. Im częściej będziemy pytali ChatGPT o plan tekstu czy wystąpienia, tym trudniej będzie nam tworzyć je samodzielnie. Z czasem będziemy więc zdani na stałą protezę, uzależnieni od suplementacji AI w imię produktywności. A czy tym właśnie chcemy być – żywymi nośnikami zasobów sieci? Te przecież, z racji bazowania na jednym zbiorze danych, w gruncie rzeczy proponują wsobność i unifikację.

Niepokoi mnie wizja świata, w której albo godzę się na to, że mój mózg będzie wyręczany w pracy umysłowej przez coraz bardziej zaawansowane technologie i pozbawiany w ten sposób treningu doskonalenia się w samodzielnym myśleniu, albo wypadam z hukiem z pędzącego pociągu „sukcesu”. 

Możliwe jednak, że proces ten już trwa. Że za szybsze robienie rzeczy skłonni jesteśmy zapłacić naprawdę wysoką cenę. Na rewersie książki Nicolasa Carra Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg czytam, że „doświadczamy właśnie odwrócenia intelektualnej ewolucji naszego gatunku. Z czcicieli wiedzy i mądrości jako przymiotu ściśle związanego z osobowością znów stajemy się myśliwymi i zbieraczami, tym razem w elektronicznym lesie pełnym informacji”. Odbicie słów Carra znajduję w retoryce o „klasie AI”. Niepokoją mnie w niej takie hasła, jak wydajność, efektywność, szybkość. Założenie, że jeśli nie będę produktywna, to znajdę się w klasie przegrywów, których się nie awansuje i gorzej wynagradza. To wizja świata, w której albo godzę się na to, że mój mózg będzie wyręczany w pracy umysłowej przez coraz bardziej zaawansowane technologie i pozbawiany w ten sposób treningu doskonalenia się w samodzielnym myśleniu, albo wypadam z hukiem z pędzącego pociągu „sukcesu”. Dlatego do niego nie wsiadam – i liczę na to, że wytwór ludzki w miejsce tego ludzkopodobnego będzie się bronił swoim unikatowym doborem elementów czerpanych z niepowtarzalnej (bo osobistej) bazy danych.

Wierzę, że mnogość ludzkich perspektyw, które może wygenerować tylko „naturalna inteligencja”, pozwala każdego dnia konfrontować się z innym i stawać się dzięki temu bardziej rozumnym człowiekiem. Akt protestu Helen Mirren jest więc dla mnie opowiedzeniem się po stronie tej sfery ludzkiej twórczości, której automatyzacja odbiera podmiotowość. Mirren nie chce być przedmiotem, żywym syntezatorem sztucznie generowanych tekstów. Pytanie, jak długo publiczność będzie ceniła manufakturę Mirren. Oraz manufakturę takich tekstów jak ten.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

-

-

-

  • -
ZAPISZ
USTAW PRĘDKOŚĆ ODTWARZANIA
0,75X
1,00X
1,25X
1,50X
00:00
50:00