Wersja audio
Kolacja – Gdańsk, śniadanie – Białystok, obiad – Katowice, kolacja – Warszawa – zapisałem sobie kiedyś, jak wyglądał mój weekend w pracy. Przemieszczanie się. Mecz i powrót do domu. Często oglądałem przeciwników. Przyglądałem się na żywo umiejętnościom innych zawodników przed transferem.
Sporo czasu spędziłem w autobusie czy samochodzie, jeżdżąc po Polsce. Przez ostatnie dwanaście lat często słuchałem radia w aucie, w przerwie telefon do przyjaciela, audiobook, podcast. Z samochodu przez telefon zrobiłem remont mieszkania, trochę jak w filmie Locke , ale nie tak dramatycznie. Gdy nawigacja pokazywała „jedź 517 kilometrów prosto”, czułem się właściwie jak w domu. Raz nie dojechałem, wpadł na mnie tir, ale nic się nie stało. Innym razem musiałem spać w aucie. Wiem, da się pomiędzy niektórymi miastami przemieszczać pociągiem, ale nie zawsze jest jakieś połączenie po godzinie 22:00.
Jeśli trener piłkarski czegoś nie lubi, to na pewno bezczynności. Jego praca polega na zarażaniu aktywnością: „ponieważ zawód trenera wymaga zdecydowanego podążania do przodu, bez przystawania, nie mówiąc o odwrocie” (przeł. Antoni Bartosz) – powiedział urodzony w 1952 roku Raymond Domenech, autor książki Straszliwie sam. Mój dziennik – jednej z lepszych prac na temat kosztów emocjonalnych wykonywania zawodu trenera (ponad 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy we Francji). Domenech prowadził francuską reprezentację w latach 2004–2010. Trafił na okres zmiany pokoleniowej w drużynie. Szczególnie trudno mu było poradzić sobie z młodymi gwiazdami: samolubny Nicolas Anelka, krnąbrny Franck Ribéry, wywołujący skandale Karim Benzema, nie było nici porozumienia. Namawiał, tłumaczył, wymagał. Często bezskutecznie. Sam się sobie dziwił.
Trudność w byciu trenerem polega na tym, że ta praca nigdy się nie kończy. Nie dba się o siebie, bo dźwiga się na plecach nie tylko całą drużynę, lecz także całą społeczność stojącą za grupą sportowców.
„Wieczorem, w pokoju, kiedy mogłem zdjąć maskę, która coraz gorzej skrywała moje zagubienie w zmaganiu ze światem i zawodnikami, poczułem, że sięgam dna, że jestem wyczerpany, pusty, zmiażdżony”. Dużo czasu na świeżym powietrzu, do tego aktywność fizyczna, a jednak coraz częściej mówi się, że to nie jest zdrowe. Szczególnie trudno wyłączyć ciągłe myślenie. Trudność w byciu trenerem polega też na tym, że ta praca nigdy się nie kończy. To pasja, tu się nie odpoczywa i trzeba mieć poczucie odpowiedzialności. Nie dba się o siebie, bo dźwiga się na plecach nie tylko całą drużynę, lecz także całą społeczność stojącą za grupą sportowców. Poświęca się siebie dla innych. „Moi piłkarze rzucili się do wody, nie umiejąc pływać, ale ja wciąż byłem na tyle głupi albo wciąż byłem na tyle trenerem, że pragnąłem ich …