Wersja audio
Chodząc po Warszawie, często mijam dwie budowle. Obie są parterowe, białe i zatopione w zieleni. Pierwsza stoi w Łazienkach Królewskich, przy wygodnym skrócie przez park. Druga – na osiedlu Muranów, mniej więcej w pół drogi między blokiem mojego ukochanego a najbliższą Biedronką. Obie są kameralne, ale położenie na lekkim wzniesieniu dodaje im pewnego monumentalizmu – w pierwszym przypadku pewnie zamierzonego, w drugim nie.
Budowla z Łazienek to altana ogrodowa zwana Świątynią Sybilli, Świątynią Diany lub Świątynią Grecką. Powstała w 1822 roku, kiedy ogrody poniżej Belwederu przekształcono w romantyczny park o pseudonaturalnej kompozycji i ozdobiono pawilonami, też w stylach pseudo: pseudoegipskim, pseudogotyckim czy – jak ten – pseudoantycznym. Druga konstrukcja to także altana, tyle że śmietnikowa, wybudowana najpewniej półtora wieku później na osiedlowym podwórzu, na tyłach ulicy Anielewicza.
Pierwsza powstała z drewna, jednak imituje marmurową rzymską świątynię (co jest ciekawym plot twistem , bo starożytni, wznosząc budynki z kamienia, przechowali w ich formie logikę konstrukcji jeszcze dawniejszych świątyń drewnianych; tutaj natomiast nastąpił powrót do drewna). Drugą altanę też zbudowano z taniego, pospolitego materiału – z szarej cegły, nie kopiując jednak żadnej historycznej budowli. Forma śmietnika wynika ściśle z jego funkcji. Ścian konstrukcyjnych nie maskuje zdobienie, natomiast ażurowy układ cegieł zapewnia wnętrzu wymagany przewiew. Cegły są widoczne, ale bez ich naturalnego koloru, bo zostały zamalowane na biało. Altana w Łazienkach jest projektem jednostkowym (choć nietrudno wskazać podobne, powstałe na fali tej samej mody w całej Europie), altana muranowska – budowlą typową, której kolejne warianty można znaleźć na całym osiedlu.
Studiując na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, parokrotnie usłyszałem od profesorów, że istnieje podział na architekturę i na budownictwo. Architekturą jest to, co wzniosłe, piękne, prestiżowe, kunsztowne, a budownictwem to, co powszednie. Uczono nas pogardy dla rozwiązań typowych, powtarzalnych, dla prefabrykatów i domków katalogowych, dla budowli czysto utylitarnych. Być może kadra uczelniana odreagowywała traumę po wielkiej płycie i tym usilniej starała się pielęgnować w nas kult artyzmu i artysty?
Jeśli przyjąć ten podział, klasycystyczna „świątynia” zaliczałaby się do prestiżowej domeny architektury, a śmietnik do podrzędnej kategorii budownictwa. Ogrodowy pawilon odwołuje się przecież do wielkiej antycznej tradycji, jest wymieniany w przewodnikach turystycznych, w których podaje się nawet jego projektanta – i to nie byle jakiego. Był to prawdopodobnie główny budowniczy rządowy …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
W „Piśmie” bierzemy odpowiedzialność za słowo.
Każdy tekst przed publikacją przechodzi wielostopniowy proces redakcji i fact-checkingu. To wymaga czasu i pracy całego zespołu. Dołącz do społeczności „Pisma”. Zamów pełen dostęp online do wszystkich treści za 8,99 zł miesięcznie. Istniejemy dzięki osobom takim jak Ty.
Pierwotna wersja tego eseju powstała w maju 2024 roku, w ramach cyklu otwartych wykładów mistrzowskich Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, na zaproszenie profesora Piotra Korduby.
Partnerem tekstu jest Miasto Gdynia, sponsor Nagrody Literackiej GDYNIA.
Esej ukazał się we wrześniowym wydaniu magazynu (09/2024) pod tytułem Świątynia i śmietnik.