Trochę padało, ale było ciepło. W powietrzu przed lotniskiem unosił się zapach haszyszu. Palili pod trzema flagami: Katalonii, Hiszpanii i Unii Europejskiej. Palmy, haszysz, symbole narodowe i deszcz.
Pierwszy raz byłem tutaj w 1991 roku. Jako postkomunistyczne dziecko z postkomunistycznego kraju w postkomunistycznych, niemających nic wspólnego z żadną modą bermudach, w pochodzących z paczek z Zachodu podkoszulkach, które mnie wydawały się wtedy szczytem szyku, a które tutaj musiały wyglądać na tanie badziewie. O czym wtedy nie mogłem mieć pojęcia, bo w ogóle nie rozumiałem Zachodu. Dopiero go lizałem, i to przez szybkę, bo poruszałem się w nim jak przed cudowną wystawą sklepową, na którą mogłem tylko patrzeć.
Dopiero później zrozumiałem, że w naszym fordzie na czarnych rejestracjach, w źle skrojonych ciuchach, jakich nie można było znaleźć w żadnych zachodnich sklepach, całą rodziną wyglądaliśmy jak Navorski z Krakozji w Terminalu Stevena Spielberga. Albo niczym Polsi i Tchelorek z dziwnej, wschodnioeuropejskiej krainy Krapatchouk z belgijsko-francusko-hiszpańskiego filmu o takimż tytule. Zarówno Navorski, jak i Polsi z Tchelorkiem, z rozdziawionymi ustami pielgrzymowali do wielkiego, zachodniego rozszerzenia ojczyzny, w swoich rozklapanych butach i ciuchach bez fasonu, a ta niby-ojczyzna patrzyła na nich i na nas z rozbawieniem i lekkim zażenowaniem. Jak na dziwa nigdy wcześniej niewidziane. Wyglądała tak, jakby tylko siłą powstrzymywała się, żeby nie rzucać nam pod nogi snickersów i marsów, i patrzeć, jak się o nie zabijamy.
Na lotnisku nic tego nie zapowiadało. Hiszpania jak Hiszpania, tylko napisy również po katalońsku. Tak mogłoby być na Ukrainie w cywilizowanym Związku Radzieckim .
Zarówno wtedy, w 1991 roku, jak i teraz, w Barcelonie pełno było katalońskich – nie hiszpańskich – flag. A także mnóstwo sierpów i młotów, czego nie byłem w stanie zrozumieć. Przecież my, myślałem, a miałem wtedy trzynaście lat, pochodzimy z krain, które dopiero co odrzuciły sierp i młot, a te pięknoduchy, patrzące na nas jak na cudaków z gorszego świata, malują je sobie na murach odpicowanych budynków.
Wtedy, pierwszy raz w …