Wersja audio
Półmrok. Kinga siedzi na piętrowym łóżku i co chwilę pociera chore oczy. Koński ogon, okulary, beżowa koszulka na ramiączkach, dresowe, szare spodnie, bose stopy. Ma dziewiętnaście lat i pięciomiesięczną córeczkę, Maję.
Dwa lata temu, w czerwcu, po ponad roku pobytu opuściła dom dziecka. Trafiła tam z trzema braćmi i siostrą z powodu „zaniedbań opiekuńczo-wychowawczych i braku bezpieczeństwa dzieci”. Pracownica pomocy:
– „Zaniedbania opiekuńczo-wychowawcze” oznaczały nieustanne komunikowanie się wrzaskami, a „brak bezpieczeństwa” – siostrę Kingi śpiącą na parapecie przy oknie bez klamek.
– Zasady, pilnowanie, nakazy. Zbiorowisko wszystkiego, czego nie cierpię – mówi powoli, szukając słów. – Budynek pełen obcych ludzi. Jak były pretensje, że za późno wracam, mówiłam: „Mogliście mnie nie zabierać”. Jeśli nie korzystałam z sali komputerowej, to z jakiej racji mam ją sprzątać? No, logicznie rzecz ujmując. Zjadłam, umyłam talerz i do widzenia.
Mała śpi na dolnym łóżku. Górne należy do brata Kingi, który jest w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym (MOW). – To taki przedsionek poprawczaka – tłumaczy Kinga.
MOW-y to przede wszystkim jednak ośrodki resocjalizacyjne, do których trafia młodzież zagrożona wykluczeniem społecznym. W praktyce może to oznaczać przedłużające się wagary albo eksperymentowanie z używkami. Brat Kingi znalazł się tam za pobicie. Przyjeżdża w weekendy i święta. W domu wszystkich jest siedmioro: oprócz Kingi i Majki – mama, trzej bracia i siostra. Mieszkają na pięćdziesięciu ośmiu metrach. Zadłużonych (matka nie płaciła czynszu) na pięćdziesiąt tysięcy złotych.
Z powodu zasłoniętych okien wszystko wydaje się bure: pościel, suszące się ubranka, ciuchy wystające z plastikowych worków, ręczniki leżące na biurku. Tylko dziecięca mata w literki tworzy na podłodze kolorową plamę.
– Stwierdziłam, że nie będę ich słuchać, bo ich logika jest powalająca. Wykłócałam się. O to, jak pracują. Nie pasowało mi, że jakiś dzieciak tłucze mi brata, a wychowawca nie potrafi wyciągnąć konsekwencji. Do tej pracy trzeba mieć ciężki tyłek, ogólnie rzecz ujmując. Był taki chłopak, co klął, rzucał czymś. Kiedyś obudziły mnie wrzaski. Wychowawczyni chodziła po korytarzu i darła się jak opętana. Że ma dosyć, że sobie nie pozwoli, że pójdzie do sądu. Jak wyszła, tak nie wróciła.
Miałam opiekunkę usamodzielnienia. Najlepsza wychowawczyni …