Wersja audio
Rysunek Anna Głąbicka
Od kilku lat mój kulturalny niezbędnik to głównie zawartość mojego iPada. Zastąpiłem nim kindle’a i papierową prasę. Korzystam głównie z dostępu online do periodyków opinii: „Polityki”, „Newsweeka”, „Tygodnika Powszechnego”, „Pisma” i „Gazety Wyborczej”. Sięgam również po cyfrowe wydania niemieckich i holenderskich tygodników o tematyce społeczno-politycznej (między innymi „De Groene Amsterdammer”), a także po e-prasę z RPA w języku afrikaans, którym zajmuję się zawodowo. Nie jestem w stanie czytać wszystkiego, co ukazuje się na łamach tych magazynów, ale zależy mi na tym, by przynajmniej regularnie je przeglądać. Stronię od bieżączki i szybkich newsów, najchętniej czytam pogłębione teksty, które przykują moją uwagę. Niekoniecznie muszę się zgadzać z perspektywą autora lub autorki – robię to po to, by dowiedzieć się czegoś więcej o świecie i wyrobić sobie własne zdanie na bardziej złożone tematy. A co do książek – mam już zgodę na to, że nie przeczytam tych, które chciałbym przeczytać.
Ale ciekawość i otwartość na to, co nowe, jest istotna również w mojej pracy akademickiej. Chcę móc jak najlepiej zrozumieć swoich studentów. Choć nie brak mi doświadczenia życiowego, pragnę zachować w sobie to zadziwienie podszyte naiwnością, nie bać się kwestionować tego, co sądzę o świecie, ludziach i o sobie samym. Mój ojciec, jeszcze w komunistycznej rzeczywistości, powiedział mi, że względnie wolnym może być tylko artysta lub uczony. Wziąłem to sobie do serca. Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś wyżej, kto zablokuje projekt albo obetnie finansowanie, mimo to wciąż uważam, że wykonując ten zawód, jestem „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”. Najbardziej doceniam, że mogę się dzielić ze swoimi studentami również moją niewiedzą czy przeczuciem (jak określają to Niemcy – Fingerspitzengefühl). Wtedy razem szukamy odpowiedzi.
Nie obawiam się podążać za intuicją, zarówno jeśli chodzi o kulturę, po którą sięgam, jak i zajmując się nauczaniem czy przekładając literaturę. Kiedy tłumaczę, najpierw muszę sam zrozumieć (ale też poczuć), żeby móc coś przekazać dalej. Podobno każdy przekład powinien być o jakieś dziesięć procent jaśniejszy od oryginalnego tekstu. Dlatego tak ważna jest interpretacja, która jest przecież zawsze czymś subiektywnym. Teraz tłumaczę Buddenbrooków – powieściowy debiut Thomasa Manna z 1901 roku. Dostrzegam w tym tekście już tego wspaniałego Manna z późniejszych okresów twórczości, ale widzę też w jego frazie pewne słabości (w końcu wydał tę książkę, mając zaledwie dwadzieścia sześć lat). Właśnie do tych fragmentów staram się podchodzić nieco inaczej – odpowiednio je czytelnikowi (wy)tłumaczyć, by mógł czerpać z literatury jak najwięcej przyjemności.
Przeczytaj też: Wakacje, wakacje!
Gdy czuję przebodźcowanie i potrzebuję resetu, pomocne okazują się z pozoru prozaiczne czynności, które pozwalają mi się zregenerować – odrobina ćwiczeń, spacer czy popołudniowa drzemka, bo pracuję też wieczorami. Z wiekiem nauczyłem się doceniać je coraz bardziej. Istotną funkcję pełni muzyka, przede wszystkim jazz, klasyka i wariacje na jej temat: kompozycje Bacha w wykonaniu Jacques’a Loussiera i Glenna Goulda, którego technika gry [muzyk siedział bardzo nisko podczas gry na fortepianie, co pozwalało mu na szybką zmianę tempa granego utworu – przyp. red.] stała się ogromną inspiracją dla pokolenia pianistów lat 70. i 80. z Europy Środkowej. Czasem w wolnych chwilach słucham też podcastów „Tygodnika Powszechnego” i „Polityki”.
Najlepszą odskocznią od codzienności jest dla mnie jednak obcowanie zarówno z lokalną przyrodą (uwielbiam wędrówki po nadbałtyckich klifach), jak i oddaloną o tysiące mil (z pasją odkrywam wybrzeża Afryki Południowej). Zresztą podróże już od czasów studenckich były dla mnie niezwykle ważne, łączyły się z zainteresowaniami kolonializmem, głównie tym holenderskim. Do tej pory z ogromnym sentymentem wspominam pobyt na Antylach i w Surinamie, gdzie kultura powstawała na przecięciu wielu zachodnich wpływów i lokalnych praktyk. Właśnie te „obrzeża”, na których pojawiają się napięcia, są dla mnie najbardziej interesujące. Tam nie ma jednej czy dwóch perspektyw. Jest ich cała masa. To właśnie ta mnogość punktów widzenia pomaga mi najpełniej rozumieć świat i jego złożoność. I pomimo upływu tylu lat wciąż podtrzymuje ciekawość życia.
Rozmawiał Mateusz Roesler
Masz przed sobą otwartą treść. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty – zarejestruj się i wykup dostęp.
Partnerami tekstu są Nagroda Literacka GDYNIA i Festiwal Miasto Słowa, które przez cały rok zapraszają do czytania najciekawszych polskich książek, a w sposób szczególny zapraszają w ostatni tydzień wakacji.