Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.


Czytaj i słuchaj bez ograniczeń. Zaloguj się lub skorzystaj z naszej oferty

Reportaż

Im dalej w las, tym mniej drzew

zdjęcia DOMINIKA TWOREK
Pogórze Przemyskie to jedno z ostatnich wyjątkowo cennych przyrodniczo miejsc w Polsce, z fragmentami niegdyś porastającej kontynent puszczy. A te wciąż znikają pod piłami, mimo że przyrodnicy i organizacje pozarządowe od kilkudziesięciu lat walczą o utworzenie tu parku narodowego.
POSŁUCHAJ

Larwa to młoda aktywistka sprzeciwiająca się szowinizmowi gatunkowemu – postawie, która sytuuje interesy człowieka ponad dobrem innych gatunków. Spotykamy się w Puszczy Karpackiej na Pogórzu Przemyskim. Dziewczyna niewiele mówi o sobie: „Po prostu rzuciłam wszystko i jestem w Karpatach”. Ważniejsze są lasy, które ją tu przyciągnęły. – Najbardziej zauroczyło mnie to, co leśnicy nazywają „leśnymi nieporządkami”. Dzikość, nieokiełznanie, butwiejące drewno. To jest właśnie piękno, ale nie każdy jest w stanie je docenić. Ja szanuję drzewa tak, jak szanuje się starszych ludzi. Bo mają w sobie mądrość, a my – ludzie – możemy się z nich wiele o sobie dowiedzieć. Z każdym wyciętym drzewem dużo tracimy. Zwłaszcza tym nieposianym ludzką ręką. Starszym niż całe Lasy Państwowe – mówi, a jej zazwyczaj promienna twarz czerwieni się w grymasie złości.


Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Wykup prenumeratę lub dostęp online.


Turnicki Park Narodowy, podobnie jak kiedyś parki Pieniński czy Tatrzański, jest projektowany społecznie. Powstaje oddolnie, z obywatelskiej inicjatywy. Organizacje ekologiczne stale inwentaryzują ten teren, zwracają uwagę na nieodwracalne skutki przyrodnicze jego dalszej eksploatacji oraz prowadzą edukację na temat przyszłego parku.

Obszar społecznie projektowanego Turnickiego Parku Narodowego to ponad 170 kilometrów kwadratowych. Znajduje się 30 kilometrów na południe od Przemyśla, tuż przy ukraińskiej granicy, w trójkącie gmin: Ustrzyki Dolne, Fredropol i Bircza. Obejmuje praktycznie niezamieszkałe grunty administrowane przez Lasy Państwowe. Organizacje przyrodnicze twierdzą, że ten jeden z największych, najdzikszych i najlepiej zachowanych fragmentów lasów Pogórza Karpat jest dziś nadmiernie eksploatowany. Plan urządzenia lasu dla Nadleśnictwa Bircza na lata 2017–2026 przewiduje łączne pozyskanie prawie 1,2 miliona metrów sześciennych drewna. Jest to równowartość 13 tysięcy dużych tirów załadowanych po brzegi.

Zgodnie z kodeksem dobrych praktyk leśnych pilarze nie powinni wycinać drzew o wymiarach pomnikowych ani tych z reliktowymi mszakami czy porostami. Problem w tym, że pozbywają się wszystkiego dookoła.

Wyniki badań opublikowanych w 2018 roku przez Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze (pod tytułem Projektowany Turnicki Park Narodowy. Stan walorów przyrodniczych – 35 lat od pierwszego projektu parku narodowego na Pogórzu Karpackim) pokazują, że na terenie planowanego parku rośnie około 6,5 tysiąca drzew o wymiarach pomników przyrody, czyli takich, które posiadają obwód kwalifikujący je do ochrony pomnikowej, inny dla każdego gatunku. Jest mający 5,6 metra obwodu buk, są niewiele ustępujące mu jodły czy lipy. Każde z nich to cenne siedlisko dla wielu chronionych gatunków: ptaków, ssaków czy rzadkich, puszczańskich owadów, mchów, porostów i grzybów. Zgodnie z kodeksem dobrych praktyk leśnych wynikających z rozporządzenia ministra środowiska z 18 grudnia 2017 roku, pilarze nie powinni wycinać drzew o wymiarach pomnikowych ani tych z reliktowymi (będącymi pozostałością po minionych epokach geologicznych) mszakami czy porostami. I zdarza się, że je omijają.

Problem w tym, że pozbywają się wszystkiego dookoła, przez co zmieniają tak zwany mezoklimat, czyli warunki klimatyczne danego miejsca. Ostatnie siedliska reliktów puszczańskich i tak wymierają od słońca i suszy.

Dostęp online
Czytaj i słuchaj bez ograniczeń. Kup

O zaprzestanie dewastacji dzikiej przyrody walczą między innymi aktywiści i aktywistki Inicjatywy Dzikie Karpaty. To oddolny i niehierarchiczny ruch obywatelski. Powstał w 2018 roku, aby chronić lasy Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego. Jego członkowie i członkinie, zainspirowani falą sukcesu działań Obozu dla Puszczy działającego w Białowieży, jeszcze w tym samym roku utworzyli swój pierwszy terenowy obóz, monitorujący prace leśne. Od początku zaangażowani w te czynności są mieszkańcy Podkarpacia. Przez lata dołączyli do nich działacze i działaczki z całej Polski, wywodzący się głównie z różnych ruchów przyrodniczych i społecznych: antyłowieckich, obrony lasów czy praw zwierząt.

Od końca kwietnia bieżącego roku aktywiści i aktywistki zintensyfikowali swoje działania, przenosząc się z różnych miast w rejony Pogórza Przemyskiego. Zorganizowali blokadę czterech dróg zrywkowych do siedmiu wydzieleń leśnych (wydzielenie to podstawowa jednostka podziału lasu i planowania gospodarki leśnej), w których w tym roku zaplanowane są największe wycinki. Żądają natychmiastowego zaprzestania wyrębu oraz polowań na całym obszarze planowanego parku. Jak twierdzą, okupacja będzie trwać do skutku.

Las przed człowiekiem

Aktywiści i aktywistki apelują o szczególną ochronę lasów naturalnych, które zajmują teren 81 kilometrów kwadratowych, czyli prawie połowę społecznie projektowanego Turnickiego Parku Narodowego. Domagają się natychmiastowego utworzenia na tym obszarze rezerwatu przyrody „Reliktowa Puszcza Karpacka”. Decydujący głos w tej sprawie ma Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Ta nie wyraża jednak zgody. – Objęcie ochroną tak dużej powierzchni, w dodatku podzielonej na 21 zróżnicowanych fragmentów, stanowi realny problem w zarządzaniu, zarówno na poziomie kadrowym, jak i finansowym. Już samo oznakowanie takiego obiektu dostarczy sporych trudności – tłumaczy Łukasz Lis, rzecznik prasowy RDOŚ w Rzeszowie. Dla porównania, aktualnie na Podkarpaciu znajduje się 96 rezerwatów przyrody o łącznej powierzchni ponad 11 tysięcy kilometrów kwadratowych.

– W jaki sposób rozpoznajemy, że las jest naturalny? – pytam Larwę.

– Charakteryzuje go brak dróg, ogrom drzew w różnym wieku oraz martwego drewna, które rozkłada się, będąc siedliskiem dla owadów, mchów czy porostów. To właśnie dzięki ich zbadaniu jesteśmy w stanie stwierdzić, czy las był tutaj przed człowiekiem.

Przytoczona analiza Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze wykazała obecność 18 z 72 gatunków porostów, które są uznawane za wskaźnik naturalności lasów. Zweryfikowano też, że żyje tu 658 gatunków chrząszczy. Prawie 11 procent z nich to organizmy ściśle związane ze starodrzewami. Wśród nich 14 uznanych jest za tzw. relikty puszczańskie. Jak twierdzą autorzy badań, „ich obecność świadczy o tym, że mimo prowadzonej intensywnej gospodarki leśnej zachowały się jeszcze fragmenty lasów o wysokim stopniu naturalności, które powinny zostać objęte ochroną”.

Według ekologów park krajobrazowy, rezerwat przyrody ani sieć Natura 2000 nie są formą ochrony dającą gwarancję, że w dłuższej perspektywie wartości przyrodnicze danego terenu zostaną zachowane.

Inne zdanie na ten temat mają Lasy Państwowe. Uważają, że obecne podejście do zagospodarowania terenu jest stosowne, by zachować przyrodę w dobrej kondycji. Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, informuje: – Gospodarka leśna prowadzona tu od 75 lat w obecnej formie zapewnia zarówno trwałość, jak i wzrost zasobów przyrodniczych, przy jednoczesnym wykorzystaniu części tych zasobów na potrzeby gospodarki kraju i obywateli. Przypominamy, że lesistość obszaru Nadleśnictwa Bircza zwiększyła się z 36 procent w 1946 roku do 62 procent obecnie. Średni wiek drzewostanów zwiększył się w ciągu tego okresu z 53 do 86 lat.

Sęk w tym, że do przyczyn tego wzrostu można zaliczyć nie tylko pracę leśników, ale też – paradoksalnie – wieloletni brak działalności człowieka. Zawdzięczamy go wysiedleniom, jakie miały tu miejsce po drugiej wojnie światowej, a później – pod koniec lat 60. – politykom, którzy otoczyli ten teren wysokim, długim na 40 kilometrów płotem i wyłączyli spod gospodarki leśnej. W jego centrum utworzono tzw. Państwo Arłamowskie – miejsce wypoczynku oraz polowań oficjeli i rządzących. W latach 80. internowano tu także opozycjonistów, m.in. Lecha Wałęsę. To komunistyczny zwierzyniec pozwolił ostać się największym i najstarszym drzewostanom Pogórza Karpackiego.

– Wspomniane przez aktywistów „resztki pradawnej puszczy” są już dawno chronione. W pieczy Nadleśnictwa Bircza pozostaje osiem rezerwatów przyrody zajmujących powierzchnię prawie 1,6 tysiąca hektarów [16 kilometrów kwadratowych – przyp. red.] i ponad 400 hektarów [4 kilometry kwadratowe – przyp. red.] użytków ekologicznych, jak również ponad tysiąc hektarów wyłączonych z użytkowania, między innymi jako strefy ochrony indywidualnej rzadkich gatunków – twierdzi Marszałek.

Obecnie teren społecznie projektowanego Turnickiego Parku Narodowego zawiera znaczne fragmenty trzech parków krajobrazowych oraz trzech rezerwatów przyrody. Został też włączony do europejskiej sieci Natura 2000. Według ekologów żadna z tych form ochrony w naszym systemie prawnym nie daje jednak gwarancji, że w dłuższej perspektywie jego wartości przyrodnicze zostaną zachowane.

Owad idzie po pniu drzewa.

Na leśnej blokadzie

By doświadczyć piękna ostałych się tu jeszcze „leśnych nieporządków”, wybieram się na spacer po lesie. Wędrując wzdłuż potoku, mijam naturalnie obumierające drzewa, porośnięte mchem. Przymykam powieki, co daje mi poczucie, jakbym znalazła się w centrum arcyważnego konkursu wokalnego niektórych ze 150 gatunków żyjących tu ptaków. 90 procent z nich jest pod ścisłą ochroną, a zdecydowana większość ma teraz sezon lęgowy. Dawniej wycinkę prowadziło się głównie zimą. Teraz człowiek, odpuszczając – chociażby chwilowo – swoją ingerencję, traci pieniądze, które można zarobić na sprzedaży drewna do Chin.

– Należy podkreślić, że wycinka drzew w okresie lęgowym prowadzona jest na terenie europejskiej sieci Natura 2000, która obejmuje ptaki szczególną ochroną. Według wszelkich planów ochrony dla tych obszarów, ze względu na spokój gniazdujących ptaków, od marca do końca sierpnia nie powinno się prowadzić na nich żadnej gospodarki leśnej. Ale Lasy Państwowe w ogóle się tym nie przejmują. Nieustanne prace maszyn powodują hałas, a spłoszone ptaki uciekają, opuszczają lęgi. Niejednokrotnie zdarza się też, że wycina się drzewa wraz z gniazdem, bo takie gniazdo ciężko zauważyć. Prace leśne zaburzają lęgi wielu gatunków będących na granicy wyginięcia, takich jak: dzięcioł białogrzbiety, puszczyk uralski czy muchołówka mała – tłumaczy Przemysław Antoni Kunysz, prezes Przemyskiego Towarzystwa Ornitologicznego, członek Społecznej Rady na rzecz Turnickiego Parku Narodowego.

Pod dachem z buków rozmyślam o słowach leśnika Petera Wohllebena, ujętych w książce Sekretne życie drzew: „Ten, kto wie, że drzewa odczuwają ból i mają pamięć, i że drzewni rodzice żyją razem ze swymi dziećmi, nie będzie już mógł tak po prostu ich ścinać i siać wśród nich spustoszenia ciężkimi maszynami” [tłum. Ewa Kochanowska]. Kilka metrów od idyllicznego potoku znajdują się przecież drogi zrywkowe, po których porusza się sprzęt do wycinki. Wokół nich zostały już tylko pojedyncze drzewa. W sercu lasu jest tak gorąco jak w centrum zabetonowanego miejskiego placu. W samym środku pogorzeliska znajduje się dom sóweczki, najmniejszej sowy w Europie. Drzewo, które upatrzyła sobie na gniazdo, zostało ocalone. Ale dookoła dziupli, w której wychowuje młode, dzień w dzień pracują jeżdżący maszynami i tnący piłami ludzie. Mimo że według wytycznych Natury 2000 sóweczce powinna przysługiwać ochrona w promieniu minimum 50 metrów od miejsca gniazdowania. Niestety, nie są one przestrzegane. Można się domyślić, że dla takiego ptaka, a także innych zwierząt zamieszkujących puszczę, między innymi niedźwiedzi, wilków, rysi czy żbików, zdewastowany las nie jest sprzyjającym miejscem do życia.

Wracam na blokadę, która mieści się przy drodze ze wsi Makowa do osady Arłamów. Choć teren obozu obejmuje dość rozległy plac, trudno się tu zgubić. Kluczowe są trzy miejsca. „Salon”, czyli położony tuż przy szosie punkt informacyjny, gdzie zatrzymują się okoliczni mieszkańcy i turyści kierujący się w Bieszczady. Aktywiści i aktywistki godzinami rozmawiają z zaciekawionymi inicjatywą osobami oraz lokalnymi samorządowcami i politykami. Opowiadają o walorach przyrodniczych potencjalnego parku narodowego, przekonują do spaceru po puszczy, dyskutują o potrzebie ochrony przyrody. Kilka kroków dalej znajduje się wejście do lasu. Nad jednym z potoków jest „sypialnia”, którą stanowi kilkanaście namiotów. Co odważniejsi/sze wspinają się na platformy z namiotami, zawisłe na drzewach przeznaczonych do wycinki. Dzięki odpowiedniemu rozmieszczeniu kilku z nich grupie aktywistów i aktywistek udaje się uratować spory fragment lasu. W okolicach drugiego potoku usytuowana jest „kuchnia”, gdzie wspólnie gotujemy i spożywamy posiłki. Na czas jedzenia każdy odrywa się od codziennych obowiązków: budowy obiektów użytkowych (wiaty, w której mieści się kuchnia, stołu, ławek), malowania banerów, gotowania. Jedzenie jest pyszne, wegańskie. Pasta z drożdży, zupa z pokrzywy czy leczo z lokalnych warzyw. Żywność jest tu głównie freegańska (zebrana z altanek śmietnikowych sieci marketów). Naczynia myjemy popiołem, aby nie zanieczyszczać wody.

Drogi zrywkowe, jakimi jeździ ciężki sprzęt, tworzą sztuczne strumienie wody spływającej do rzek, która mogłaby być retencjonowana przez wierzchnią warstwę gleby i powoli, przez dłuższy czas uwalniana. To szkoda zarówno dla mikroklimatu, jak i bezpieczeństwa wodnego Polski.

To właśnie w kuchni spotykam doktora inżynierii środowiska Radosława Barczaka. Akurat jest w trakcie swoich kwatermistrzowskich obowiązków. Pilnuje, aby nic nie zamokło, bo zaczyna padać. Ma 41 lat i ponad połowę życia działa na rzecz ochrony środowiska. Aktywizm od zawsze szedł w parze z rozwojem zawodowym i naukowym. Były działania miejskie – promowanie jazdy na rowerze, były obozy. Najpierw w Dolinie Rospudy, potem dla Puszczy Białowieskiej, a teraz – dla Puszczy Karpackiej. Co je łączy? Próba ocalenia najmniej naruszonych przez ludzi ekosystemów.

– Człowiek coraz bardziej oddala się od przyrody, zapominając, że to ślepa uliczka. Wszystkie dane środowiskowe pokazują, że rabunkowa ingerencja w ekosystemy odbija się czkawką, prowadzi nas na manowce. Ja spoglądam na tę kwestię nie tylko przez pryzmat przyrodniczy, ale szerzej. Ważny jest dla mnie szacunek dla całego środowiska naturalnego, a to nie ogranicza się do przyrody, ale do wszystkich interakcji świata ożywionego i nieożywionego: funkcji, roli czy pozycji poszczególnych bytów i gatunków w tym złożonym układzie, którego my – ludzie – jesteśmy częścią – opowiada.

Rozmawiamy też o hydrologii. Wiem już, że tutejsze lasy magazynują ogromne ilości wody. Stare, rozbudowane systemy korzeniowe drzew są naturalnymi zbiornikami retencyjnymi. W przypadku suszy powoli uwalniają wodę do gleby, a gdy występują intensywne deszcze, chronią niżej położone tereny przed powodziami. Dowiaduję się jednak, że wycięcie drzew to tylko jeden element składający się na odbieranie nam tych jakże cennych rezerwuarów.

– Prowadzenie intensywnej gospodarki leśnej, szczególnie od wiosny do jesieni, niszczy podszycie lasu. Drogi zrywkowe, jakimi jeździ ciężki sprzęt, tworzą sztuczne strumienie wody spływającej do rzek. Wody, która mogłaby być retencjonowana przez wierzchnią warstwę gleby i powoli, przez dłuższy czas uwalniana. To istotne zarówno dla mikroklimatu, jak i bezpieczeństwa wodnego w części Polski, ponieważ w przyszłości będziemy doświadczać coraz więcej gwałtownych opadów, a taki deszcz bardzo ciężko zatrzymać – opowiada Radosław. W tym czasie obserwujemy, jak spływająca ze szlaków zrywkowych woda zanieczyszcza strumyk. Po obfitym deszczu przeobraża się on w potok błotny.

Aktywista tłumaczy, że tereny pogórza to „waga ciężka” w skali kraju, ponieważ w Karpatach odnotowujemy największą roczną sumę opadów, co stanowi źródło wody zasilające znaczną część Polski. Tutejsze drogi zrywkowe wzięli pod lupę naukowcy z Polskiej Akademii Nauk. Wyniki analizy, którą opublikowano w 2019 roku w „Przeglądzie Geograficznym” (o tytule Oszacowanie skali wpływu pozyskiwania drewna na wybrane elementy środowiska we wschodniej części polskich Karpat) są wstrząsające. Badacze nie znaleźli podobnego przypadku w światowej literaturze, gdzie zrywek byłoby tak dużo, poza intensywnie eksploatowanymi lasami na Borneo. Rekomendowane zagęszczenie dla dróg leśnych na terenie Karpat wynosi od 1,84 do 2,78 kilometra na kilometr kwadratowy. Tymczasem rzeczywiście średnia gęstość to od 11 do ponad 13 kilometrów, a maksymalna zarejestrowana wartość to prawie 43 kilometry. To ponad 15 razy więcej od zalecanej górnej granicy.

Spaceruję po mokrym lesie, a coraz to nowe drzewa wpatrują się we mnie swoimi pomarańczowymi oczami. Namalowane jaskrawą farbą kropki zwiastują śmierć przeznaczonych do wycinki drzew. Życie odnajduję w kałuży, utworzonej przez szlak zrywkowy. Pełno w niej kijanek kumaka górskiego – płaza objętego w Polsce ścisłą ochroną. Zatapiam dłonie w zagłębieniu, a po minucie setki larw zasysają moją skórę. Naturalny peeling delikatnie łaskocze. Na początku ciężko wytrzymać bez śmiechu, są lekkie ciarki, ale efektem jest całkowite ukojenie. To niesamowite, że wystarczy na moment zostawić przyrodę, a tak szybko jesteśmy świadkiem jej odrodzenia. Niestety, stworzony przez drogi zrywkowe zbiornik wysycha przy braku opadów, a wtedy wszystkie zwierzęta umierają.

Las ładny, bo uporządkowany

Rozmawiając z mieszkańcami pobliskich wiosek, dowiaduję się, że część z nich nie chce tu parku. Na ogrodzeniach domów, tartaku, a nawet Urzędu Gminy Bircza wiszą banery: „3 x NIE dla Turnickiego”, „Ekoterroryści precz”, „Ekobiznesmeni do domu”. Spotykam lokalnego przedsiębiorcę, który decyduje się na wypowiedź, dopiero gdy obiecuję mu anonimowość. Jest przeciwny powstaniu parku, mimo że mógłby dużo zyskać na ruchu turystycznym: – Teraz mamy wolność. Możemy iść do lasu i zebrać sobie grzyba. Nikt nam nie mówi: tu wolno, a tu nie. Część osób pali drewnem i boi się, że go zabraknie. Z tą turystyką to nie jest pewne. Jest dużo niepokoju – kwituje.

Większość miejscowych nie chce rozmawiać o Turnickim. Zwłaszcza z dziennikarką. Boją się, że ich wypowiedź, jaka by nie była, skaże ich na ostracyzm jednej ze stron konfliktu: zwolenników albo przeciwników parku. Udaje mi się jednak wymienić kilka zdań z pracownicą sklepu. To dla niej ważny temat. Jej mąż jest zatrudniony przy zrywce drewna w okolicznych lasach.

– Nie chcę tu żadnego parku, tak jak większość. Tutaj z pracy w lesie utrzymują się całe rodziny. Pracują nawet kobiety. Zajmują się zalesianiem i zarabiają 4 tysiące złotych miesięcznie! To bardzo dobrze, jak na tutejsze warunki. Mąż też świetnie zarabia. Poza tym, gdzie my będziemy pracować, jak powstanie park? Przecież w okolicy nie ma żadnej fabryki. Gdzie u nas praca?

– W parku?

– Ale czy starczy jej dla wszystkich? Wątpię. Poza tym, praca w lesie to tradycja. Pamiętam jeszcze, jak robił to mój dziadek.

– A młodsze pokolenie? Chce ją podtrzymać?

– Nie. Nie myślą o tym. Chyba chcą wyjechać.

– Może nie chcieliby, jakby coś się tutaj zmieniło?

– Może, ale teraz jest dobrze. Jest praca. Las wygląda ładnie, bo leśnicy go porządkują. Ludzie mówią, że jak będzie park, to zostanie busz, nieład. Jak drzewo się położy, tak będzie leżało, zarośnie i jak to będzie wyglądało? Na pewno niekorzystnie.

Turystyka daje ogromne szanse na rozwój gospodarczy regionu. Mówi o tym między innymi Analiza społecznych i ekonomicznych uwarunkowań cennych przyrodniczo obszarów Pogórza Przemyskiego i Gór Słonnych wydana w 2020 roku przez Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze. Badania wykazują, że z faktu istnienia parku – dzięki samej turystyce i rekreacji – do lokalnych społeczności spływałyby nie tylko zyski ze sprzedaży usług czy produktów. Ponieważ park i okolice to niezwykle cenne przyrodniczo i kulturowo tereny, przy umiejętnym wyeksponowaniu cech parku i zorganizowanej turystyce ludzie zapłacą większe kwoty niż gdzie indziej za noclegi, wyżywienie, usługi przewodnickie czy transportowe, doznania i produkty lokalne. Jak pokazują przykłady z Kostaryki czy Nowej Zelandii, ekoturysta, ornitolog czy amatorski fotograf przyrody jest przygotowany na dużo większe wydatki. Z tego powodu – według autorów analizy –  do kieszeni miejscowych wpadałoby średnio około 43 milionów złotych rocznie więcej.

Transparent przy wjeździe do turnickiego parku narodowego.

Miejscowi boją się zmian

Plan sprawiedliwej transformacji dla Pogórza nakreśla mi Ania Siekierska. To 34-letnia artystka, na co dzień pracująca na Wydziale Rzeźby warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Od kwietnia krąży między Podkarpaciem a stolicą, choć stara się jak najwięcej czasu być tu, w Turnickim. Zamiłowanie do przyrody zaszczepili jej rodzice. Weekendy w Puszczy Kampinoskiej, wakacje nad jeziorami czy Morzem Bałtyckim, w Tatrach lub Bieszczadach. Te ostatnie ukochała szczególnie w latach młodzieńczych. 400 kilometrów z Warszawy – żaden problem. Byle chwilę podreptać po bukowych lasach. Te wędrówki ją zbudowały. Mieszkała na squacie, gdzie przyszedł aktywizm, na początku miejski, związany z urbanistycznymi problemami przyrodniczymi. Potem sztuka – zaangażowana przyrodniczo.

– Ostatnie, czego chce Inicjatywa Dzikie Karpaty, to postawić się w pozycji kolonizatorek, które uważają, że wiedzą lepiej, jak obchodzić się z tym lasem. Naszym celem jest sygnalizowanie, że zarówno przyroda, jak i mieszkanki oraz mieszkańcy tego terenu potrzebują wsparcia. Rozumiemy, że odczuwają silną więź z lasem. Chcemy ich w tym wzmacniać, wydobyć relację z przyrodą, która – być może – została ostatnio zapomniana na rzecz eksploatacyjnej gospodarki. To bardzo istotne, żeby zmiany zachodziły przy pełnej partycypacji społeczności, a nie były narzucane z zewnątrz – mówi. Według niej, aby tak się stało, trzeba szybko podejmować działania na różnych szczeblach, od oddolnego do państwowego: współtworzyć wraz z mieszkańcami alternatywne ścieżki rozwoju, pokazywać wartość, jaka płynie z mieszkania w otulinie parku narodowego oraz przygotować system rekompensat, by nie eskalować konfliktu na osi ochrona przyrody–lokalna społeczność.

Perspektywa mieszkańców to dla aktywistki temat szczególny. Przez trzy lata żyła w pobliskiej wiosce. Zbudowała tu drewniany dom. – Nam nie chodzi o to, żeby wszędzie zaprzestać wycinek. Zdajemy sobie sprawę, że drewno to ważny surowiec, że lasy gospodarcze są potrzebne. Ale planowany teren parku to jedna trzecia powierzchni wszystkich lasów w trzech gminach. To nie jest tak, że gospodarki leśnej w ogóle tutaj nie będzie.

Społeczny sprzeciw wobec utworzenia Turnickiego Parku Narodowego unaocznia się najbardziej o brzasku, kiedy pracownicy lasów jadą do pracy. Mijają blokadę, a z aut dobiega kanonada klaksonów. Zastanawiam się nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Ania wyjaśnia: – Leśnik to dziś najlepsza perspektywa, kim można tu zostać. Zawód przynosi wiele profitów, nie tylko pieniężnych, ale też społecznych, jak szacunek. Jednak najważniejsze jest to, że w Lasach Państwowych zarabia się o wiele więcej niż w parku narodowym. Nierówność w tych płacach to problem na szczeblu państwowym.

Biorąc pod uwagę obszar działalności i preferencyjne opodatkowanie, dochody Lasów Państwowych są mizerne. Niektóre nadleśnictwa, takie jak Nadleśnictwo Bircza, są trwale niedochodowe.

I wszystko jasne? Nie do końca. Analiza doktora biologii i leśnika Andrzeja Czecha pokazuje, że zaledwie kilka procent lokalnej ludności na stałe pracuje przy ścince i zrywce drewna. Dominuje zatrudnienie dorywcze. Pracuje się, żeby dorobić, jak nie ma pracy w gospodarstwie, bo jest blisko, bo taki zwyczaj.

– To nie jest tak, że w lesie pracują wyspecjalizowane, świetnie przygotowane firmy. Przy bardzo niskich stawkach oferowanych przez Lasy Państwowe na przetargach zwycięża firma „x”, która do konkretnych zleceń często dobiera ludzi z wioski. Pracujących swoimi ciągnikami, nieprzystosowanymi do pracy w lesie, swoimi pilarkami. Na czarno, na lewo, obojętne. Ludzi, którzy często pobierają zasiłki i zwyczajnie nie są zainteresowani, żeby pracować oficjalnie. To układ wygodny dla wszystkich. Lasy Państwowe mają czyste ręce, robota jest wykonywana, drewno sprzedawane – opowiada leśnik. Mówi o sobie „bieszczadzki autochton”. Prowadzi przyjazne przyrodzie gospodarstwo rolne. Jest pasjonatem dzikiej przyrody, ochrony środowiska, energii odnawialnej i biznesu opartego na lokalnych walorach, a także współwłaścicielem Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa Ursa Maior.

– Co z tymi, którzy twierdzą, że świetnie zarabiają? – dopytuję.

– To jest relatywne. Ludzie często nie wiedzą, ile warta może być ich praca. Boją się zmian, są przyzwyczajeni do tej w lesie, za konkretne stawki. Ciężkiej i bardzo niebezpiecznej. Często wypadki w ogóle nie są nigdzie zgłaszane, a alternatywne sposoby zarabiania, za dużo większe stawki przy wykonaniu lżejszej pracy, wymagają zmian. Uczenia i zdobywania nowych umiejętności. Ci, którzy to lubią, już dawno pojechali do Holandii. Ci, którzy zostali na miejscu, są przyzwyczajeni do pracy „po staremu”.

Dowiaduję się też, że utrzymywanie status quo przynosi straty. A koszty ponosimy my wszyscy: podatnicy, obywatele.

– W 2020 roku do interesu Nadleśnictwa Bircza dopłaciliśmy prawie 6 milionów złotych. Bo Lasy Państwowe to firma państwowa. Czyli wszyscy Polacy są jej właścicielami. Firma, która została wynajęta do zarządzania dobrem ogólnym, często twierdzi, że jest „samofinansująca się”. Tyle że to półprawda. Po pierwsze, dochody uzyskiwane przez nią są mizerne, wziąwszy pod uwagę obszar działalności. Jest też preferencyjnie opodatkowana. Ale najgorsze, że niektóre nadleśnictwa, takie jak Nadleśnictwo Bircza, są trwale niedochodowe.

Czego nie widzą politycy

Naukowcy informowali o potrzebie ochrony karpackich lasów już w latach 60. XX wieku. Zaznaczał to między innymi biolog profesor Jerzy Piórecki (późniejszy współautor projektu Turnickiego Parku Narodowego). Pierwszy postulat powstania w tych okolicach parku narodowego wniósł w latach 80. geolog profesor Janusz Kotlarczyk, a w 1992 roku profesor Piórecki przedstawił zbliżoną do obecnej koncepcję, którą promowano pod nazwą „Turnickiego Parku Narodowego”, pochodzącą od wzgórza Turnica. Projekt ten został skonsultowany na spotkaniu przedstawicieli administracji samorządowej, środowisk naukowych, resortu ochrony środowiska oraz organizacji społecznych. Uczestnicy spotkania zgodzili się z potrzebą ochrony proponowanego obszaru. W 1993 roku na zlecenie ówczesnego wojewody przemyskiego powstała dokumentacja przyrodnicza, która pokazała, dlaczego tereny te zasługują na szczególną ochronę. Rok później Państwowa Rada Ochrony Przyrody stwierdziła, że koncepcja parku jest uzasadniona i nie budzi zastrzeżeń.

W 1995 roku powstał Magurski Park Narodowy. Razem z Turnickim, były to dwa leżące na stole projekty. Tylko jeden z nich wszedł w życie. Ówczesny minister środowiska Stanisław Żelichowski powiedział wtedy, że nie ma środków na dwa parki. Rok później z inicjatywy profesora Pióreckiego i wojewódzkich władz z Przemyśla powołano „Społeczny Komitet Na Rzecz Utworzenia Turnickiego Parku Narodowego”, w skład którego weszli autorzy projektu parku (profesorowie Piórecki i Janecki), profesorowie Stefan Kozłowski i Roman Andrzejewski, przyrodnicy oraz przedstawiciele Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. Rozpoczęła się paroletnia kampania na rzecz utworzenia parku, której sprzeciwiało się lobby związane z wycinką drzew i łowiectwem. Na początku XXI wieku Ministerstwo Środowiska ponownie rozważało pomysł, który ostatecznie zablokowały samorządy. Te, dzięki zmianie ustawy o ochronie przyrody, dostały właśnie prawo weta.

W 2008 roku swoją działalność na rzecz utworzenia Turnickiego Parku Narodowego rozpoczęła Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze. Kilka lat później razem z WWF Polska zorganizowali akcję „SOS Karpaty”, w ramach której za powstaniem parku podpisało się ponad 91 tysięcy osób. Do działań włączyły się znane osoby, jak Magdalena Cielecka, Marcin Dorociński czy Maja Ostaszewska. Bezskutecznie. Rok późnej wykiełkowała inicjatywa o nazwie „Społecznie Projektowany Turnicki Park Narodowy”, której członkowie cały czas walczą o objęcie tego terenu najwyższą formą ochrony. Wspierają ich liczni naukowcy. W październiku 2020 roku ponad 200 uczonych podpisało się pod listem otwartym krytykującym działania Lasów Państwowych w najcenniejszych lasach Bieszczad i Pogórza Przemyskiego. W kwietniu 2021 roku Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN zaapelował do odpowiedzialnego za leśnictwo wiceministra klimatu i środowiska Edwarda Siarki o podjęcie działań chroniących przyrodę Puszczy Karpackiej.

Parki narodowe w Polsce stanowią niechlubne 1,1 procent powierzchni. To dużo poniżej unijnej średniej, wynoszącej 3,4 procent.

Jedną z szans na przełamanie impasu jest Europejska Strategia Bioróżnorodności 2030, uchwalona w czerwcu tego roku przez Parlament Europejski. Według dokumentu, do 2030 roku państwa członkowskie deklarują objęcie 30 procent terenów Unii ochroną, w tym 10 procent ochroną ścisłą. Czyli taką, która wyklucza działalność człowieka, z wyjątkiem sporadycznie prowadzonej pracy naukowo-badawczej. Ma ona dotyczyć zwłaszcza lasów pierwotnych i starodrzewów. Każde z państw dorzuci się do wspólnego zobowiązania w stopniu adekwatnym do własnych uwarunkowań ekologicznych. Choć nie znamy na razie szczegółów, nietrudno się domyślić, że zrealizowanie planu będzie niemałym wyzwaniem dla naszego kraju, którego lesistość wynosi ok. 30 procent [pisaliśmy o tym w „Piśmie”, nr 5/2021 – przyp. red.]. Jak ukazali naukowcy Andrzej Jermaczek i Łukasz Kwaśny (w pracy Czy sieć Natura 2000 w Polsce pokrywa się z obszarami bez infrastruktury – potencjalnymi obszarami dzikimi?), obecnie pod ochroną ścisłą znajduje się jedynie 0,3 proc. powierzchni naszego kraju, czyli trzy razy mniej niż obszar, jaki zajmują wszystkie parki narodowe. W Polsce stanowią one niechlubne 1,1 procent powierzchni. To dużo poniżej unijnej średniej, wynoszącej 3,4 procent. Jak informuje WWF, Polska jest pod tym względem na 26. miejscu wśród krajów UE. Przez ostatnie dwie dekady na terenie naszego kraju nie utworzono żadnego parku narodowego.

Tymczasem rządzący w unijnym planie doszukują się jedynie problemów. Pod koniec lutego na konferencji prasowej wiceminister Edward Siarka, odpowiedzialny w rządzie za leśnictwo i łowiectwo, uznał, że zapis dotyczący ochrony ścisłej będzie „dużym wyzwaniem”. „W naszych, polskich warunkach w sytuacji, kiedy mamy większość terenów chronionych zlokalizowanych na terenach leśnych, jest to duże wyzwanie, ponieważ oznaczałoby, że musielibyśmy de facto z działalności aktywnej ochrony wyłączyć właściwie 3 miliony hektarów” – zaznaczył. Taki teren to około jednej trzeciej tego, czym gospodarują Lasy Państwowe. Wiceminister dodał, że będzie szukał argumentów do rozmów, czym jest ochrona ścisła. Sprecyzował, że według obecnych propozycji zawartych w dokumentach unijnych „oznaczałaby to wyłączenie tych terenów nie tylko z pozyskiwania drewna, ale też z gospodarki łowieckiej, wędkarstwa, zbierania ziół, owoców”.

W marcu Polska w koalicji z dziesięcioma innymi krajami odniosła się się do  Europejskiej strategii leśnej, dokumentu powstającego równolegle do strategii bioróżnorodności. W wydanym stanowisku krytykuje traktowanie jako jednej z priorytetowych kwestii różnorodności biologicznej lasów, wskazując na ich wielofunkcyjność i rolę aktywnej gospodarki leśnej. Dokument sugeruje też, że definiowanie pojęć takich jak na przykład „ochrona ścisła” powinno należeć do poszczególnych krajów członkowskich. „Szereg elementów w niej [Europejskiej Strategii Bioróżnorodności 2030 – przyp. red.] zawartych, w tym definicji i terminów, w szczególności pojęć: «ochrona ścisła», «odtwarzanie», «lasy pierwotne», «starodrzewia» wymaga doprecyzowania i wyjaśnienia oraz analizy podstaw naukowych, na których je oparto” – wyjaśniała na posiedzeniu senackiej komisji rolnictwa Małgorzata Golińska, wiceminister klimatu i środowiska.

Postulaty Inicjatywy Dzikie Karpaty kierowane są właśnie w stronę polityków. – Problem w tym, że oni często nie widzą tego, że człowiek za dużo zawłaszcza, a za mało dba o równowagę. Ludzka działalność spowodowała szóste masowe wymieranie gatunków. Ich ochrona powinna być priorytetem, nie tylko na szczeblu krajowym, ale i globalnym. Bo natura to całość. Zaczyna się tutaj, w lesie, a jego wycinanie doprowadza do susz czy powodzi. To w czasach zmian klimatycznych powoduje tylko kolejne zachwianie porządku rzeczy. Las się odnowi, bez nas da sobie radę. Ale nie podcinajmy gałęzi, na której wszyscy siedzimy. Bo co zostawimy kolejnym pokoleniom? – podsumowuje Larwa, a ja żegnam się z Pogórzem. Z myślą, że niedługo tu wrócę.

Mecenasem Reportażu w „Piśmie” jest kancelaria CMS.

Reportaż ukazał się we wrześniowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (9/2021).

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

-

-

-

  • -
ZAPISZ
USTAW PRĘDKOŚĆ ODTWARZANIA
0,75X
1,00X
1,25X
1,50X
00:00
50:00